środa, 5 lipca 2017

Sobota



                                      Rozdział XIII

             "Sobota "



            Kolejny dzień był, jak tykająca bomba. Od samego rana krzątałem się po pokoju, a w myślach miałem tylko naszą niedokończoną rozmowę, z której jasno wynikało, że nadchodzące dni przyniosą wiele wspomnień. Około dziewiątej ubrany w czarne rurkowate spodnie i czerwoną koszulę w kratę, byłem gotowy wyjść na zajęcia. Narzuciłem puchową kurtkę, którą zafundowała mi siostra i chwiejnym krokiem wyszedłem z internatu. Wiatr muskał moje policzki, a włosy rozwiewały sie z każdym mocniejszym podmuchem. Idąc prosto przed siebie, kurczowo trzymałem się jednej myśli, myśli o nie myśleniu o Piotrze. Myśli, która zajmowała mi prawie wszystkie moje myśli. Nie myśleć o Piotrku, nie dopuszczać do siebie najmniejszego wspomnienia, wymazać, zapomnieć, nie było żadnego telefonu, żadnej rozmowy, nie było Piotra, nie było związku, nie myśleć o Piotrze...
            - Jak leziesz baranie! - Usłyszałem nagle. Nie wiem nawet, kiedy znalazłem się na pasach, stojąc kilka centymetrów od maski czerwonego pasata - rusz się, co się gapisz - krzyczał jakiś nieźle zbulwersowany, łysy, czerwony mężczyzna zza kierownicy.
            - Przepraszam - zamruczałem pod nosem idąc dalej przed siebie.
            Minąłem plac zabaw, na którym o dziwo w śniego-błocie bawiły się jakieś dzieciaki krzyczące na mój widok "pedał, pedał!", ponownie bez większego stresu, zdenerwowania ani nawet mrugnięcia okiem poszedłem przed siebie. Przechodząc przez park, zatrzymałem się na chwilę przed jeziorem, niedaleko ławki, na której często przesiadywałem z Kubą. Wpatrywałem się w nią, jak w malowane wrota, czułem się jak zahipnotyzowany, szukałem jakiś wspomnień, czegokolwiek, żeby tylko zatuszować myśli. Pomogło? Gówno pomogło, poszedłem dalej, cały czas myśląc o tym żeby nie myśleć o nim.
            Jestem, dotarłem, właściwie widziałem z oddali budynek szkoły. Kilkaset metrów dzieliło mnie od wejścia. Wiedziałem, że jak dotrę wszystko minie, zobaczę Kubę i zacznie się opowiadanie o wczorajszej nocy, ich nocy, bo nie mojej, bo przecież ja z nikim nie gadałem, nic sie nie wydarzyło, o niczym nie myślę. Byłem już coraz bliżej. Dziwnie cicho pomyślałem w pierwszej chwili, mało samochodów, w sumie brak samochodów. Gdzie ich wszystkich wywiało?
            - Mateusz! Mateusz cześć! - Słyszę - Zaczekaj!
            Odwracać się czy nie, stanąć czy iść dalej. To on, znalazł mnie, przyszedł za mną. Zatrzymałem się, stałem, jak wryty w ziemię, nie odwrócę się nie dam rady na niego spojrzeć.
            - Jezu chłopie, jak Ty chodzisz szybko - powiedział łapiąc mnie za ramię.
            - Jacek?!
            - A kto? Święty Mikołaj - odpowiedział z żenującym uśmieszkiem. - a ty gdzie pomykasz w sobotę o tej godzinie?
            - Do szkoły, w co?
            - Idziesz na kółko, ale czad wiedziałem, że zmieniłeś zdanie. W sumie to ostatnio nikt nie przychodzi w soboty po za mną i Anką.
            - Jakie kółko, o czym ty do mnie... - Zapytałem całkiem zmieszany.
            - Z chemii! - Przerwał mi.
            - Mówisz... Sobota, tak dziś sobota, nie, wiesz właściwie to ja się umówiłem z kimś tutaj.
            - Przed szkołą?
            - Jak widać.
            - A z kim? - Dopytywał.
            - Nie ważne, chyba jestem już spóźniony.
            - To może dotrzymam ci towarzystwa - wymyślił, natarczywie się gapiąc.
            - Dzięki - chciałem się go pozbyć, ale on ciągle stał i się na mnie patrzył. - Chyba babka od chemii już poszła. Właściwie na pewno już poszła. - Dodałem.
            - To ja biegnę, nie mogę się przecież spóźnić - rzucił biegnąc w kierunku szkoły.
            - Taa, jasne, biegnij! -
            Co ja sobie ubzdurałem? Haha sobota - śmiałem się sam z siebie, nie wiem nawet czy na głos czy tylko wewnątrz siebie, ale byłem ubawiony tą głupią sytuacją. Oderwałem się od myśli, na chwilę.
            Jacek właśnie! Nie powiedziałem, kim jest Jacek. Jacek to kujon, Jacek to nie uczeń tylko encyklopedia. Szczupły, niby blondyn z fryzurą mojej babci, mocne rysy twarzy aaa szkoda tracić na niego czasu. Jacek to Jacek.
            Wygłupiłem się. Zażenowany zaistniałą sytuacją, obróciłem się na pięcie i ruszyłem w kierunku internatu. Minąłem ponownie te same starsze panie, z tymi samymi małymi wrednymi psami. Dzieciaki tym razem okazały się bardziej kreatywne, chyba to dotlenienie tak na nie działa - "Pedolinoo!!! Lubisz ciągnąć druta?" - Krzyczały rozwścieczone bachory z placu zabaw. Te dzieci mają 9 lat? Zastanawiałem się przez krótką chwilę ponownie je ignorując.
            Wracałem nieco szybszym tempem, zmieszany, ale jednak z niepozornym uśmieszkiem na ustach. Co jakiś czas zastanawiałem się czy przypadkiem Jacek mnie nie wkręcił z tą sobotą, ale szybko wracałem na ziemię układając sobie w głowię wszystkie wydarzenia z ubiegłych dni, wtedy byłem pewien, że to nie wkręt. Doszedłem do pasów, rozejrzałem się pięciokrotnie, żeby tym razem nie wpaść pod żaden nadjeżdżający samochód. Miałem wrażenie, że z każdym metrem robi się coraz zimniej, a wiatr przybiera na sile. Szare blokowiska otoczone były resztki brudnego śniegu, z kominów wydobywały się kłęby dymu, a moje stopy były już całe przemoczone od topiącego się śniegu. Marzyłem o tym by ściągnąć z siebie przemoczone ubrania, naciągnąć dres i wskoczyć do ciepłego łóżka i zasnąć na dobre kilka godzin.
            Internat z oddali spowiły kłęby szarego dymu unoszącego się z pobliskiej kotłowni. Zbliżając się do wejścia zauważyłem zarysowane dwie postacie przed samymi drzwiami frontowymi. Z każdym krokiem zbliżałem się do nich, jednak nadal nie wiedziałem, kto tam stoi, zwłaszcza, że byli obaj odwróceni plecami w moją stronę. Z pewnością było to dwóch mężczyzn o zbliżonym do siebie wzroście. Jeden z nich miał długi ciemny płaszcz przepasany paskiem, granatowe spodnie i ciemne kozaki, drugi z kolei ciemno brązową puchową kurtkę identyczną do tej, którą kupował Filip, będąc ze mną na zakupach przedświątecznych. 
            W pewnej chwili mocniejszy podmuch wiatru spowodował, jakby cały dym został zepchnięty na drugi plan, a ja zobaczyłem stojących Piotra i Filipa przed wejściem. Zatrzymałem się, serce załomotało mi w klatce piersiowej, tętno i oddech przyspieszyły raptownie, a mózg doznał jakby elektrowstrząsów.
            - Mateusz! - Zawołał Piotr odwróciwszy głowę. - Cześć! - Dodał po chwili.
            - Mateusz? Cześć? - Krzyknął nieco niższym tonem Filip, poczym spojrzeli się na siebie i na mnie.
            W jednej chwili zaczęli oboje iść w moim kierunku, raz za razem przyspieszając tempa, jakby ścigali się o trofeum. Każdy z nich patrzył tylko na mnie, jakby cały świat wokół zupełnie nie istniał.
            Dać nogę? Zamknąć oczy? A może udać, że ich nie znam, że jednak ten samochód mnie uderzył - w głowę czy coś - byli coraz bliżej, a ja coraz bardziej nie wiedziałem, co mam robić. Serce waliło mi już jak opętane, pot zaczął skraplać się po moim czole. Co robić, co robić - krzyczałem wewnątrz siebie.
            - Cześć - powiedzieli wspólnie jednym tchem stając przede mną.
            - Cześć, bo ja właściwie, to...
            - Gdzie byłeś czekam na ciebie już z 10 minut - powiedział Piotr.
            - Dzwoniłem do Ciebie, masz wyłączony telefon - dodał Filip.
            - Coś przerwało wczoraj, jak gadaliśmy późnym wieczorem? - Zapytał Piotr patrząc mi w oczy i odwracając je lekko w kierunku Filipa.
            - Miałem przyjść do ciebie wczoraj, ale nie mogłem wyrwać się z pracy - skomentował Filip z lekkim zdenerwowaniem w głosie.
            - Ja miałem zrobić Ci niespodziankę wczoraj, ale wolałem najpierw zadzwonić i powiedzieć ci to, co powiedziałem, pamiętasz?    
            - Mateusz, wszystko dobrze? Dlaczego się nie odzywasz? - Zapytał Filip.
            - Powiesz coś do mnie - dodał Piotrek.
            - Zamknijcie się oboje! - Wrzasnąłem w końcu.
            - Kim on jest właściwie?! - Zapytał Piotrek stonowanym głosem.
            - A ty niby to, kto? - Dodał Filip.
            - Cicho! - Krzyknąłem ponownie z większym impetem. - Filip to Piotrek mój były. Piotrek to Filip mój były.
            - Co?! To on? - Westchnął Filip
            - On? A ty to, że niby, kto? Mateusz jest mój, ja z nim byłem wcześniej i było nam cudownie!
            - Cudownie? - Zapytałem cicho.
            - No właśnie! Jakby było tak cudownie to nie byłby ze mną od waszego rozstania przez ten cały czas, prawda Mateusz?
            - Cały czas - wyszeptałem ledwo słyszalnie.
            Poczułem, jak moje wnętrzności ogarnia nagły skurcz. Paraliżujący ciężar zamieniał każdy mój oddech w olbrzymi wysiłek. Ich słowa już do mnie nie docierały, powracały echem te wcześniejsze, w żaden sposób nie pozwalając pojąć mi ich sensu. W końcu odwróciłem się do nich plecami. Nagle oboje ucichli, jakby czekając na mój komentarz. Wtedy zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy, totalna pustka wypełniała mnie po brzegi. Nie wiem nawet, kiedy zacząłem mówić.
            - Coś ciągnie mnie do ciebie i odpycha jednocześnie. Jakaś część we mnie domaga się ciebie, ale nie wiem, czy kiedykolwiek powinienem się temu poddać. Bo inna część cały czas boi się twojej bliskości. I nie mogę sobie wyobrazić, żeby to... nie bolało...
            Filip wiedział, że te słowa kieruje do niego, że cytuje jego smsa do mnie, bez chwili zawahania odszedł bez słowa. Spojrzał raz ostatni na mnie i po krótkiej chwili zniknął za rogiem internatu. Poczułem wtedy jakby mnie ktoś spoliczkował. Odszedł. Poszedł bez słowa. Poddał się, nie chciał zawalczyć, nie chciał nic. Pewnie znów, nie wiedział, czego sam chce, ale musiał zareagować, bo miał konkurenta.
            - Czyli wygrałem? - Zapytał pewny siebie Piotr.
            Milczałem jeszcze przez pewien czas. W końcu odwróciłem się do niego. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy, więc wpatrywałem się w jego buty. Sekundy ulatywały na wietrze, a ja zdawałem sobie sprawę, że musze w końcu coś z siebie wyksztusić. Pytanie, tylko, co? Kiedy odważyłem się na niego spojrzeć uśmiechał się do mnie. To był ten niezapomniany niegdyś uśmiech, który był dla mnie czymś ogromnie ważnym, czymś, co dawało mi chęć do życia. Ale wtedy stojąc przed nim zastanawiałem się skąd ten facet ma czelność tak się uśmiechać. Na jego widok ogarniał mnie żar gniewu, a puls przyspieszał. Wstrzymałem oddech, czując jak serce zaczyna mi bardziej łomotać.
            - Nie! - Odparłem, zachowując nieruchomą minę.
            - Mateusz mam nadzieję, że będziesz chciał...
            - Nie, nie i jeszcze raz nie - przerwałem szybko. - Idź proszę i zostaw mnie w spokoju samego, muszę przemyśleć wszystko.
            - Kocham Cię - dodał z lekkim załamaniem głosu.
            Poczułem nagłe mdłości, ściskające mi gardło. Żołądek ponownie zaczął sie buntować. W mojej głowie pojawiło się coś na kształt obawy.
            Zupełnie nieoczekiwanie jego ręce objęły moje rozdygotane barki przytrzymując je mocno i uspakajająco, głaszcząc po plecach. W końcu po czasie, który wydawał się mi się godzinami, obrzydliwe mdłości i skurcze minęły.
            - Dlaczego mi to zrobiłeś? Nienawidzę cię za to! Nie odzywałeś się, zniknąłeś z dnia na dzień, nienawidzę cię, nienawidzę, kocham, nienawidzę... - wykrzykiwałem na zmianę okładając go pięściami po torsie. Łzy wypływały mi strumieniami.
            Piotr złapał moje dłonie i przycisnął mocno do siebie. Położyłem głowę ma jego ramieniu wdychając dobrze znany mi zapach jego ciała. Oderwałem się od niego i spojrzałem mu w twarz. W jego oczach lśniły łzy.
            - Tak mi przykro, że to się stało. Wiele bym dał, żeby móc teraz cofnąć czas - odparł.
            Kolana ugięły się pode mną. Nabrałem głośno powietrze, czując, jak krew ucieka mi z twarzy. Przez chwilę ponownie nie byłem zdolny do niczego oprócz gapienia sie na niego bez słowa. Sprawiał takie dziecinnie, kruche wrażenie.
            - Piotrek... odłóżmy naszą rozmowę na inny dzień, za dużo wrażeń, jak na jeden moment. Muszę poukładać sobie w głowie to i owo. Nie chce podejmować teraz, dziś żadnych pochopnych decyzji.
            - Dobrze, ale obiecaj mi, że się do mnie odezwiesz. - Odparł pełen nadziej w głosie.
            Przytulił mnie lekko poklepując po plecach, poczym poszedł i zostawił mnie samego sobie. Przez minutę, może i chwilę dłużej stałem ze zwieszoną głową u wejścia do internatu. Momentami chciałem się odwrócić i krzyknąć za nim, albo samemu pobiec, szybko jednak uświadamiałem sobie, że to jednak nie ma najmniejszego sensu i podjąłem dobrą decyzję.
            Po powrocie do pokoju, rozebrałem się z przemoczonych ubrań, nałożyłem rozciągniętą koszulkę, ulubione dresowe spodnie i naciągnąłem na siebie długie wełniane skarpety, które wcisnęła mi kiedyś babcia. Położyłem się do łóżka. Miliony obrazów stawało mi w pełnej wyrazistości przed oczami. Czułem szczypiące pod powiekami łzy, choć z całych sił starałem się je powstrzymać. Kontury pomieszczenia rozpływały się mi przed oczami. Powracające wspomnienia ubiegłych miesięcy zmuszały mnie do zaczerpnięcia przerażającego tchu. Chciałem się poruszyć, ale ciało miałem sparaliżowane, ręce i nogi w pewnym momencie odmówiły mi całkowicie posłuszeństwa. Miałem wrażenie, że każda kość płonie żywym ogniem, a w głowie czułem głuchy łomot. W końcu straciłem poczucie czasu i rzeczywistości. Zasnąłem.
            Obudziłem się późnym wieczorem, każdy atom mojego ciała błagał o kąpiel. Przełknąłem ślinę, pokonując skurcz w gardle. Niezręcznym gestem przeczesałem włosy na czole. Mały diabelski głosik w mojej głowie podszeptywał mi bez przerwy, że może lepiej byłoby nie obudzić się już w ogóle. Potrząsnąłem głową i opuściłem nogi na podłogę. Pierwsze kroki, jakie zrobiłem, były nieco chwiejne, ale w końcu udało się mi dotrzeć pod prysznic. Rozebrałem się pospiesznie i wsunąłem pod gorącą toń. Woda skutecznie wypierała zimno z mojego wnętrza, a po jakimś czasie przestałem się trząść. Tu w ciszy przerywanej tylko chlupotem wody nie mogłem przestać już dłużej ignorować swoich myśli. Powracało wspomnienie dotyku Piotra, wcześniejszych pocałunków i innych bardziej intymnych stosunków. Zamykając oczy czułem jego dotyk ust na moim karku, co zupełnie pozbawiało mnie myśli. Nie byłem w stanie powstrzymać reakcji własnego ciała na tamten dotyk. To tak, jakby chcieć nakazać ranom, żeby przestały krwawić. Objąłem mokrą ręką swoje przyrodzenie i energicznymi ruchami zacząłem robić sobie dobrze. Doznanie przypominało porażenie prądem. Przez moment miałem wrażenie, że tracę kontakt z rzeczywistością. Myśli nabierały konsystencji gumy, zatrzymując się w mojej głowie tylko na Piotrze. Podniecało mnie to jeszcze bardziej. Pożądanie szalało we mnie jak burza. Pieszczoty stawały się być coraz bardziej intensywnym doznaniem. W końcu dotarłem na szczyt wytrzymałości, myśli działały jak narkotyk, chciałem wyzbyć się złych wspomnieć, czułem, że dochodzę, gdy przed oczami widziałem jego nagi obraz, chwilę później gorąca wilgoć pokryła moją rękę. Po wszystkim poczułem sie pusty i wypompowany. Słyszałem bardzo wyraźnie swój oddech. Nagle jakby przypływ adrenaliny, jakby uderzenie pioruna - myśl!. Wybiegłem cały mokry spod prysznica, kierując sie prosto do pokoju, Woda kapała na podłogę a krople z całego ciała łączyły się w jeden wielki strumień płynący po podłodze. Gdzie jest telefon? Jest! Napisałem smsa do Piotra, "za godzinę, nad jeziorem, tam gdzie kiedyś wyszliśmy nad ranem, tam gdzie kochaliśmy się na zabój."
            Krzątałem się już po całym pokoju, biegałem jak szalony. Uśmiech nie schodził mi z ust, chciałem krzyczeć ze szczęścia, powiedzieć mu, że go kocham. Byłem pewny tego, co czuję, wiedziałem, że nie mogę walczyć ze swoimi uczuciami, że ta walka ma tylko jeden wynik. Musiałem mu o tym powiedzieć, jak najszybciej, bo inaczej czułem, że zwariuję.
            Koszula, gdzie jest ta pieprzona różowa koszula, musiałem ją mieć, bo to prezent od niego. Wyrzuciłem wszytko z szafki, ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania. Jest! Pospiesznie nałożyłem ją na siebie. Nie mogłem zapiąć guzików, jakby wszystko wtedy stawało się przeciwne. Byłem juz prawie gotowy, jeszcze tylko łazienka, musiałem ułożyć włosy i wylać na siebie litry perfum. Gotowy! Już chyba wszystko było zapięte na ostatni guzik. Sms od Piotra - "będę tam za 10 minut". Oszalał? Pomyślałem w pierwszej chwili. Dobrze szkoda czasu, każda minuta wydawała się być na wagę złota. Gdy zakładałem już buty zaczął dzwonić mi telefon. Już, już na mnie czeka? Mama? Nie teraz! Odrzuciłem. Po krótkiej chwili znów dzwonek telefonu rozległ się w pokoju. Co ona chce?
            - Halo?
            - Mateusz?
            - No a niby, kto? - Odburknąłem - Mamo, o co chodzi, nie mam czasu, wychodzę właśnie..
            - Jesteśmy w mieście u Ciebie - przerwała.
            - O Boże, nie chcesz mi chyba powiedzieć, że przyjechaliście do mnie?
            - Musisz tu przyjść - powiedziała drżącym głosem.
            - No nie mogę mamo wychodzę już, umówiłem się to bardzo ważne dla mnie.
            - To jest ważniejsze - wyszeptała, po czym rozpłakała się - przyjdź tu szybko.
            Stanąłem nagle w miejscu jak otępiały.
            - Dlaczego płaczesz? Mamo gdzie ty jesteś? - Zapytałem zdenerwowany.
            Słyszałem tylko szlochanie w słuchawce. Nie mogła zebrać się, żeby cokolwiek z siebie wykrztusić. Kilkakrotnie zbierała się żeby zacząć i znów zanosiła się od płaczu
            - Mamo, powiedz, co się dzieje!
            - Ojciec..
            - Co z nim?
            - Ojciec miał zawał..




https://www.youtube.com/watch?v=aB5-RTCx9kU




wtorek, 4 kwietnia 2017

Prolog





                                           
                   


     Rozdział XII                                                                   "PROLOG"


Tygodnie mijały w zawrotnym tempie. Nie byłem w stanie zatrzymać czasu. Wraz z marcem wróciła zima. Jak co wieczór siedziałem skulony na parapecie pokoju, obejmując ramionami kolana i wpatrując się w ciemny dziedziniec internatu. Śnieg padał już od wielu godzin. Wiatr spychał na okna grube, ciężkie płatki. Oddech  znaczył zimną szybkę kręgiem mgiełki.
- Na pewno nie chcesz pójść z nami? – dopytywała mnie Alicja przez telefon po raz czwarty - Chyba nie zamierzasz siedzieć sam w internacie w piątek wieczorem? Kuba i ja planujemy z kilkoma znajomymi małą rundkę po knajpach. Na pewno będzie wesoło.
- Dzięki, ale nic nie wyciągnie mnie z domu w taką pogodę.
- Powinieneś znów wyjść do ludzi — poradziła cicho. -  Same rozmyślania to na dłuższą metę nic dobrego.
- Baw się dobrze – powiedziałem spokojnie, pomijając sugestię Alicji -  I pozdrów ode mnie Kubę.
Niechętnie przyznaje się przed samym sobą do ulgi, którą odczułem, gdy odłożyłem telefon. W zasadzie nie chciałem być opryskliwy, zwłaszcza w stosunku do mojej przyjaciółki. Ale wieczór w pełnej dymu papierosowego knajpie, w towarzystwie zupełnie obcych mi osób, był ostatnią rzeczą, na którą miałem ochotę. Z drugiej strony samotność nie była szczególnie kuszącą alternatywą, zważywszy fakt, że moje myśli ciągle krążyły wokół tego samego tematu.
Minęło cztery i pół tygodnia od chwili, kiedy bez słowa pożegnania opuściłem nad ranem mieszkanie Filipa. Cztery i pół tygodnia bez żadnego znaku życia z jego strony. Wraz z każdym pozbawionym wydarzeń dniem narastały we mnie niepokój i tęsknota za bliskością Filipa. Nie byłem jednak w stanie zdobyć się na cokolwiek, co poprawiłoby moje nieszczęsne położenie. Letarg, w który popadłem, trzymał mnie  w zbyt mocnym uścisku. I zbyt mocno dręczyło mnie poczucie winy.
Dochodziła dziewiąta, kiedy usłyszałem ponownie dzwoniący telefon. Zaledwie przez ułamek sekundy pomyślałem o tym, że może to Filip, moje myśli szybko zeszły na ziemię kiedy przypomniałem sobie o rundce w pabie Alicji i Kuby, którzy po kilku głębszych kieliszkach potrafili wydzwaniać do mnie późno w nocy. Wsłuchując się w dzwonek telefonu, przetarłem oczy i bez patrzenia na ekran odebrałem telefon.
- Mateusz, cześć – powiedział jakiś męski głos
Przez chwilę zamarłem i z lekkim zawahaniem odpowiedziałem krótkie – hej!
- Wróciłem! To znaczy wszyscy wróciliśmy i już tu zostajemy – ponownie odezwał się ten sam męski głos pełen entuzjazmu. Ja nadal nie wiedziałem z kim rozmawiam i czy przypadkiem nie jest to zwykła pomyłka. Nie chciałem jeszcze dać tego po sobie poznać więc kontynuowałem rozmowę.
- Super, a jak było tam… gdzie byliście? – powiedziałem szybciej niż pomyślałem.
- Francja jest piękna, ale brakowało mi Ciebie – powiedział urywając w połowie, po czym po chwili dodał – tęskniłem.
Poczułem, jak adrenalina bolesnymi falami przelewa się przez moje żyły. Przez kilka trwających całą wieczność chwil nie był w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu a co więcej wydać z siebie jakiegokolwiek słowa. Piotr! Krzyczałem w głowie! To Piotrek! Wrócił! Fale gorąca uderzały mnie naprzemiennie z zimnymi dreszczami przebiegającymi po moich plecach. Nagle wszystko zaczęło wracać. Balkon, wyznania, miłość, ucieczka z internatu i seks o wschodzie słońca nad jeziorem, telefon, jego pieprzony telefon w nocy, jego wyjazd, jego pieprzony wyjazd, mój wyjazd do Międzyzdrojów, praca i to co mnie tam spotkało, wróciło niczym bumerang w podmuchach wiatru. Wszystko mknęło mi przed oczami jak jakiś film.
- Mateusz? Jesteś tam? Mateusz? – słyszałem w słuchawce, co chwilę.
- Ale jak to wróciłeś?




wtorek, 13 grudnia 2016

W płomiennym uścisku





Rozdział XI

„W płomiennym uścisku”



- W tamtej chwili naprawdę cię chciałem. Nawet jeśli sam nie umiem sobie wytłumaczyć, dlaczego. I zdaje mi się, że nadal ciebie chcę. — fala gorąca, wywołana tym wyznaniem, w ułamku sekundy zawładnęła całym moim ciałem. Błyskawicznie obróciłem się i wbiłem wzrok w Filipa, który kontynuował:
         - Możliwe, że zawsze było między nami jakieś dziwne napięcie. Być może nie dopuszczałem tego do siebie albo źle interpretowałem. I nie mam najmniejszego pojęcia, co robić dalej. — urwał i trzęsącymi się palcami zaczął ocierać swoją twarz z potu. Jego policzki płonęły.
         Nie wiedziałem, jak zareagować. Stałem,  jak wbity w ziemię. Najchętniej złapałbym go i zaczął całować aż do utraty tchu, wiedziałem jednak, że tym razem nie byłoby to dobrym rozwiązaniem.
         Nie wiedziałem, co było bardziej gorące: ogień czy twarz Filipa.  Zbliżyłem się ostrożnie i opadłem na kolana za jego plecami, delikatnie kładąc mu dłonie na ramionach. Poczułem, jak ciało Filipa zadrżało i zesztywniało pod moimi palcami.
- Ciiii… — szepnąłem mu cichutko prosto do ucha, po czym bardzo powoli i     łagodnie dotknąłem wargami cienkiej, wrażliwej skóry jego szyi. Filip głośno wciągnął powietrze, powieki zadygotały mu lekko.
         - Nie zmuszam cię do niczego. Nigdy już cię do niczego nie zmuszę.
         - Mateusz?
         - Hmm?
          - Cieszę się, że do mnie przyjechałeś, że jesteś, że zostajesz -  zwlekałem przez chwilę, po czym ostrożnie oparłem się plecami o jego pierś. Jego ramiona same, bez użycia woli, zamknęły się wokół mojego ciała. 
        
Szare światło poranka wpadające do pokoju przez okno było jeszcze blade, ale wystarczające, bym mógł rozpoznać, że nie obudziłem się sam. Powoli dotarło do mnie, że to nie kobieta dzieli ze mną łóżko, a gdy sekundę później przypomniałem sobie, kto zaoferował mi wczorajszego wieczoru nocleg w swojej sypialni, oprzytomniałem w jednej chwili.
           W pierwszym momencie zapragnąłem odruchowo odsunąć się od tego rozgrzanego, miękkiego ciała na jak największą odległość, coś jednak powstrzymywało moje mięśnie od słuchania nakazów płynących z mózgu. Może dlatego, że spokojny oddech, który słyszałem, podpowiadał mi, że Filip nadal jest pogrążony w głębokim, spokojnym śnie. Czy raczej dlatego, że tak bliski kontakt naszych ciał był wprawdzie czymś niezwyczajnym, ale całkiem przyjemnym. Nie umiałem powiedzieć, co kazało mi zostać w miejscu.
             Mój oddech przyspieszył. Musiałem spróbować, bo kolejna dobra okazja mogła się długo nie nadarzyć.
             Z wahaniem ponownie zanurzyłem twarz w miękkich, jasnych włosach, tym razem z pełną świadomością, że należały do Filipa, i zamknąłem oczy. Przez kilka uderzeń serca wsłuchiwałem się w siebie w napięciu. Nie stało się nic. Żadnej nagłej fali strachu. Byłem w stanie zamknąć oczy będąc blisko niego. Okazało się to nawet nietrudne. Tak, jakby nigdy nie stanowiło to problemu, jakby nic się nie wydarzyło.
             Ośmielony wynikiem doświadczenia, ostrożnie podniosłem głowę z poduszki, podparłem się na łokciach i zacząłem przyglądać się śpiącemu Filipowi. Kilka blond kosmyków zakrywało mu zaróżowione policzki, a pierś unosiła się i opadała w ledwo dostrzegalnym rytmie. Wyglądał w tak cudowny sposób niewinnie i spokojnie, że uśmiechnąłem się mimo woli.
Serce ciągle biło mi zbyt szybko. Nie spuszczając wzroku z profilu Filipa, złożyłem delikatny, nieśmiały pocałunek na pulsującej tętnicy, rysującej się ciemną linią pod bladą skórą szyi. Fifi  nie obudził się, jedynie jego powieki drgnęły krótko.
          To było tak niewiarygodnie proste, dotykać go, gdy spał.  Niespiesznie uniosłem rękę i powiodłem palcem po łagodnym łuku jego ucha, połaskotałem kark, pogłaskałem jasne włosy, które teraz sterczały na wszystkie strony tak samo jak moje własne. Filip westchnął cicho przez  sen, a dźwięk ten odezwał się w mnie przeszywającym echem, wzbudzając nerwowe dygotanie w brzuchu.           Ostrożnie opadłem na poduszkę i, nie mogąc powstrzymać odruchu, otoczyłem prawym ramieniem ciepły bark , po czym przytuliłem go do siebie. Tęsknota i pragnienie obezwładniły mnie, wypełniając oszałamiającym, niepowstrzymanym żarem. Dlaczego akurat ten mężczyzna wzbudzał we mnie takie reakcje
             Filip zmienił wszystko, mieszając mi w głowie bardziej, niż sam chciałem to przyznać. Stwierdziwszy nagle, że zaledwie parę milimetrów dzieli moją erekcję od pośladków Filipa, odsunąłem się z zażenowaniem na skraj łóżka i wstałem po cichu, ignorując jego niezadowolony pomruk. Bosy, w samej piżamie, przeszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi.
             Panowało tu przyjemne ciepło. Z lustra ponad umywalką spoglądał na mnie  nieco zaspany, rozczochrany, osiemnastoletni mężczyzna o błyszczących, zielonych oczach. Po dokonaniu oględzin stwierdziłem, że nie wyglądam już tak źle jak jeszcze kilka dni wcześniej. Zniknęły nawet ciemne cienie pod oczami.
             Bawiąc się zaciskaniem i rozluźnianiem palców nagich stóp wokół miękkich włókienek kąpielowego dywanika, rutynowym ruchem sięgnąłem po szczoteczkę i pastę do zębów i zabrałem się za szorowanie. Wschodzące słońce zalało niewielką przestrzeń łazienki ciepłym, pomarańczowym światłem.
           Drzwi otworzyły się bezszelestnie, tak że nie usłyszałem niczego. Jedynie ruch w lustrze sprawił, że drgnąłem ze strachu.
          Filip wsunął się do łazienki i spojrzał na moje lustrzane odbicie. Było w tym coś niecodziennego. Zamrugał i potarł oczy. W jego zazwyczaj starannie ułożonych włosach panował nieład. Miał na sobie srebrzyście szary szlafrok, wyglądający na bardzo drogi, perfekcyjnie podkreślający kolor jego oczu.  Pospiesznie wypłukałem usta i odwróciłem się.
- Myślałem, że jeszcze śpisz — wymamrotałem.
Kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu.
- Nagle zrobiło mi się jakoś zimno w plecy — wymruczał równie cicho. Tęskne szarpnięcie w żołądku wróciło natychmiast, sparowane z nieodpartą potrzebą podejścia do Filipa i wpicia się ustami w jego wargi. Nie poruszyłem się jednak ani o milimetr, bo moje stopy zdawały się być wrośnięte w dywanik.
- Masz coś przeciwko temu, żebym się wykąpał? — zapytał  Filip, wskazując krótkim skinieniem głowy kabinę z prysznicem. Oczy lśniły mu dziwnym blaskiem.
             Moje Wnętrzności splotły się ze sobą jak warkocz. Dlaczego temu facetowi za każdym razem udawało się wytrącić mnie z równowagi jednym jedynym zdaniem?
- Masz coś przeciwko temu, aby poczekać z tym jeszcze chwilę, aż się umyję? — odparłem uszczypliwie, próbując zmusić się do swobody, co jednak zawiodło na całej linii.
- Tak, mam coś przeciwko temu — odpowiedział  przyciszonym głosem i uśmiechnął się łobuzersko.  - Nie bój się, nie zobaczysz niczego, czego byś już wcześniej nie widział. - Sięgnął ponad moim ramieniem po własną szczoteczkę i zwrócił się w stronę prysznica.
 Chciałem wyrazić sprzeciw, ale głos nie mógł wydobyć się z mojego wyschniętego nagle gardła. Szybko pochyliłem się nad umywalką, niestety w lustrze nadal widziałem Filipa, odkręcającego właśnie kurek i sprawdzającego dłonią temperaturę wody. Prysznic i umywalkę dzieliła zaledwie metrowa odległość. Wystarczyło, żebym wyciągnął rękę, a mógłbym dotknąć Filipa.
Dobiegający do moich uszu cichy szelest jedwabiu zdradził, że Filip zsunął szlafrok z ramion, pozwalając tkaninie opaść na podłogę. Nie chciałem patrzeć, ale instynktowna ciekawość pokrzyżowała mi plany. Zatrzymałem wzrok na jego plecach, po czym powoli przesunąłem oczami w dół.
Oddech mi przyspieszył. Pośladki Filipa były wąskie, jędrne, doskonale wyrzeźbione i odcinały się śnieżną bielą od o ton ciemniejszej skóry powyżej. Poczułem się zawieszony między żalem a ulgą, gdy sekundę później drzwi kabiny zamknęły się, zamieniając sylwetkę stojącej za mną  postaci w rozmazany kontur.
Chciałem sięgnąć po przybory do golenia, ale trzęsące się palce odmówiły współpracy. Na krótko zamknąłem oczy, czując, jak łomoczące serce podchodzi mi do gardła. Przytrzymałem się brzegu umywalki, próbując odpędzić ogarniające mnie uczucie słabości. Gorąca para osiadała na powierzchni lustra, więc stwierdziłem, że w tej chwili i tak nie dam rady się ogolić. Spod prysznica docierały osobliwe odgłosy: Filip najwyraźniej mył sobie zęby i płukał gardło bezpośrednio pod strumieniem wody.
Na moich ustach wpłynął półuśmiech. Potrząsnąłem głową. Co to za pomysł, żeby myć zęby pod prysznicem? Podczas gdy ta kwestia nadal wypełniała mi myśli, ciepła, mokra ręka złapała mnie za ramię tak niespodziewanie, że aż się zachwiałem.  
Żelazny uchwyt zmusił mnie do odwrócenia się. Zamrugałem. Otwarte drzwi kabiny prezentowały mi widok Filipa od frontu. Przełknąłem ślinę, usiłując patrzeć mu wyłącznie w twarz. Oczywiście nic z tego nie wyszło.
          Woda skapywała z włosów Filipa i strumyczkami płynęła w dół jego zgrabnej, gładkiej piersi, przez chwilę zatrzymując się w pępku. Uśmiechał się ironicznie, ale w jego oczach widniało jednocześnie coś niemal lękliwego, coś, czego nie potrafiłem dopasować do Filipa którego znałem.
 Gorące, zachłanne usta przycisnęły się dziko do moich, podejmując decyzję za mnie. Jęk wymknął mi się z gardła, gdy obcy język wtargnął pomiędzy moje rozwierające się wargi, gwałtownie rozładowując napięcie. Na chwilę straciłem grunt pod nogami. Ręka zaciśnięta na moim ramieniu nasiliła uchwyt, pociągając mnie pod prysznic. Nie byłem w stanie się bronić ani nawet zaprotestować.
Ciepły strumień wody wywołał dreszcz całego ciała. Piżama przemoczyła się do suchej nitki w przeciągu paru sekund. Uczucie ciężkiego, mokrego materiału na skórze miało w sobie coś niezwykle zmysłowego.
Silne ramiona owinęły się wokół mnie przyciskając mocno, nie pozwalając na zachwianie na uginających się kolanach.. Nagie ciało przylgnęło do mnie. Wyczuwałem podniecenie Filipa. Chlupot wody wypełniał mi uszy, gorąca para przesłaniała widoczność. Nie wiedziałem, że istnieje punkt, w którym racjonalne myślenie kompletnie traci rację bytu, punkt, w którym strach i okropne wspomnienia w jednym momencie ulecą mi z głowy. Hormony szalały.
Prawie odruchowo przesunąłem rękami w dół mokrych pleców, objąłem pośladki Filipa i przyciągnąłem go bliżej, rejestrując silne mrowienie pod opuszkami palców. Ustami wyczułem, jak jego wargi układają się w uśmiech między jednym a drugim urwanym oddechem. Zręczne dłonie zajęły się guzikami bluzy od piżamy, odpinając je kolejno. Usłyszałem westchnienie niecierpliwości i nie potrafiłem określić, który  z nas je wydał. Jeśli istniało gdzieś jakieś niebo, to właśnie tu, pomiędzy pocałunkami Filipa a jego równie delikatnymi, co zaborczymi palcami.
Czułem język przemierzający moją  szyję, smakujący wrażliwą skórę. Rozpięta góra piżamy została rozsunięta na boki. Łagodne i zarazem silne ręce chwyciły mnie w pasie. Wilgotny język rozstał się z szyją i powędrował na pierś, zlizując z niej krople wody. Odrzuciłem głowę w tył i otworzył usta jak do niemego krzyku.
Ręce i usta Filipa nie pozwoliły mi na dalsze rozważania nad winą lub jej brakiem. Irytująca bluza od piżamy sfrunęła wreszcie na podłogę. Gorąca woda natrafiła bez przeszkód na moją skórę, drażniąc ją do granic wytrzymałości i spłukując wszelkie opory. Czułe palce wśliznęły się od tyłu pod spodnie i sprawiły, że omal nie roztopiłem się w ramionach Filipa.
Wrażenie było obce i zarazem znajome, nie miałem jednak czasu dokładnie go posmakować.  Wydałem zduszony dźwięk, zaciskając powieki i przygryzając dolną wargę tak mocno, że aż mnie to zabolało. Filipa ogarnęło poczucie szalonej władzy, kiedy tylko wsunął swoją rękę do spodni od mojej piżamy i znalazł swój cel, już po chwili zaczął nadawać swym ruchom szybszy, równomierny rytm. Urywane, tłumione odgłosy, wydobywające się z moich ust  przyćmiewały mi zmysły i o mały włos wystarczyły, żebym doszedł prosto w swoją przemoczoną piżamę. Roztrzęsionymi palcami odkleił mokry materiał od moich bioder, resztę pozostawiając sile grawitacji. Sam nie wiem kiedy złapałem i jego przyrodzenie i gwałtownymi ruchami, zaciskając zęby sprawiałem mu ogromną rozkosz. Ciepła kleista wilgoć trysnęła na mój brzuch po czym chwilę później potężny orgazm wstrząsnął mną jak orkan.         Wszechobecny szum wody przestał do mnie docierać. Cierpki, piżmowy zapach mieszał się z aromatem mydła. Moje ciało ogarnęła ołowiana ociężałość, przyprawiająca mnie o drżenie kolan. Cichnący orgazm nadal przenikał mnie słabnącymi falami. Filip musiał odczuwać podobnie, gdyż stał bez ruchu z zamkniętymi oczami, opierając się o moją pierś i gwałtownie łapiąc oddech.
Gdy wróciła mi zdolność logicznego myślenia, pojąłem cały absurd sytuacji. Mokra piżama krępowała mi kostki niczym więzy. Oderwałem się od Filipa, pochyliłem i szybkim ruchem pozbyłem się spodni.
Fifi uśmiechał się lekko. Ja zadrżałem od intensywności jego spojrzenia, patrząc, jak wychyla się do przodu i ostrożnie dotyka ustami moich warg w pocałunku, który nie był już żądaniem, a zaledwie drobnym, zupełnie niepasującym do Filipa wyrazem czułości.
- I co dalej? - zdobyłem się na ochrypły szept. Wszystko między nami uległo zmianie, pozostało tylko dobrze mi znane, nieznośne napięcie.
Filip zaśmiał się krótko i wzruszył ramionami.
-  Nie mam pojęcia - odpowiedział, delikatnie pocierając kciukiem mój policzek. -  Ale to był dopiero początek - szepnął mi prostu do ucha, rzucając jeszcze jedno przepełnione blaskiem spojrzenie, a potem otworzył drzwi kabiny i pozostawił mnie sam na sam z gorącym strumieniem.
Woda łaskotała mnie w skórę głowy. Przymknąłem oczy, zmagając się z drżeniem, które sprowadziły na mnie ostatnie usłyszane słowa. Doskonale wiedziałem, że Filip ma rację, to dopiero początek.



poniedziałek, 5 grudnia 2016

Smutno mi


Rozdział X

„ Smutno mi”


Styczeń, był jak zawsze bardzo mroźny. Każdy dzień zdawał się być coraz bardziej chłodny. Śnieg sypał z nieba dniami i nocami. Cały brud i szarość przykryła śnieżnobiała biel. Mróz męczył wszystkich za wyjątkiem uczniów, bo odwoływali nam przez to wciąż zajęcia.
           Po południu umówiłem się z Filipem na spacer. Spotkaliśmy się niedaleko mojego internatu. Przyszedł nieco spóźniony i zestresowany. W oczach miał coś takiego, co nie pozwoliło mi nie zapytać.
              - Co się dzieje, jesteś jakiś zmartwiony?
         Jego twarz nagle zbladła, a wszystko wokół zdawało się stanąć w miejscu. Patrzył się mi prosto w oczy. Usta zaczęły mu lekko dygotać z zimna, a on sam przeskakiwał z nogi na nogę.
              - Mama odebrała dziś wyniki z mammografi…
              - iii? – dociekałem z ciekawością.
              - i wychodzi na to, że nie jest z nią za dobrze – powiedział to jednym tchem, po czym zmarszczył czoło. W oczach widziałem już łzy, które z resztką sił próbował powstrzymać.
              - Kochanie, ale wiesz coś więcej, to tylko pierwsze badanie, wszystko zawsze może się jeszcze zmienić, czasem takie badania nie mają później potwierdzenia – mówiłem powoli chcąc nieco go uspokoić.
             - Też miałem, mieliśmy taką nadzieję, ale miała już robioną biopsję i niestety potwierdziła nasze obawy, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że okazał się złośliwy – tym razem nie powstrzymał łez i głośno zaszlochał.
         Stałem, patrzyłem na niego i na swoje buty i tak na zmianę, nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa. Miałem wrażenie, że stoi mi coś w gardle. Chciałem mu pomóc i nie potrafiłem nic zrobić. Po dłuższej chwili milczenia otrząsnąłem się i jedyne, co potrafiłem wtedy to mocno go przytulić. Nie patrzyłem dookoła na to czy ktoś nas może zobaczyć, nie myślałem wtedy, że ktoś powie coś nie tak do nas, liczyło się tylko to, żeby poczuł moja bliskość.
         Chwilę trwało zanim ruszyliśmy z miejsca, szliśmy wzdłuż ulic aż weszliśmy do parku. Wciąż bez słowa, tylko spoglądając od czasu do czasu w swoją stroną i darząc się lekkim uniesieniem kącików ust, które były czymś w rodzaju uśmiechu.
         - Możemy już wracać – zapytał nieśmiało – strasznie mi zimno i chyba chcę pobyć sam – powiedział to pocierając rękoma soje barki.
         - Jasne – jak zwykle powiedziałem zanim pomyślałem.
         Powinienem wtedy przy nim zostać, wiedziałem, ale uświadomiłem sobie to dopiero w drodze powrotnej. Kidy znów brakowało mi słów a on szedł prawie metr przede mną.
          Nie pamiętam nawet kiedy znalazłem się już w swoim pokoju, jak się rozstaliśmy i czy daliśmy sobie chociaż buziaka na pożegnanie. Myśli o wszystkim nie dawały mi zasnąć. Filip nie odpisywał na moje smsy z prośba o jakikolwiek kontakt. Chciałem po raz kolejny w swoim życiu zapaść się pod ziemię. Nic tak nie przybija wówczas jak cisza i niemoc.
          Usiadłem przy biurku, podparłem głowę rękoma i patrzyłem na ścianę. Tak to było najlepsze, co mogłem zrobić – wielkie nic! Chciało mi się jednocześnie płakać i śmiać z niewiadomego powodu. Myślałem już, że zdechło mi serce, tak, właśnie tak myślałem, bo byłem taki głupi i młody w swoich myślach. Po godzinie oświecenie – pomyślałem – trzeba się napić, żeby przełknąć smutek. To było tak szczeniackie, ale żeby mnie to wtedy obchodziło. Monopolowy był blisko, trwało to zaledwie chwilę, kiedy wróciłem z tanią butelką wódki.
           Rano obudził mnie przejeżdżający pług. Telefon zdawał się wariować od powtarzającego się wkoło dźwięku przychodzących nieodczytanych smsów. Otworzyłem najpierw jedno a po chwili drugie oko. Miałem wtedy zwolnione tempo, na tyle, że zanim wziąłem do ręki telefon i zobaczyłem 3 wiadomości od Filipa minęło kilka minut. Czytałem na głos. Pierwsza wiadomość

„nie dam rady tego unieść, przerasta mnie wszystko, nie wiem co powinienem napisać  do Ciebie i czy Ty w ogóle chcesz mnie słuchać.. wczoraj nie powiedziałeś nic, nie odezwałeś się nawet słowem.. nie chcę tak! Myslałem że jesteśmy dla siebie wsparciem…”
         Uderzyła mnie fala gorąca, czułem jakby ktoś stanął mi na klatce piersiowej i nie dawał możliwości oddychać. Ręce zaczęły mi się trząść z przerażenia a niespokojny oddech nie pozwalał mi na złapanie tchu. Kolejna wiadomość

„ nawet teraz milczysz, czekam już od ponad godziny a ty nadal milczysz! Nie sądziłem, że tak się zachowasz po tym co Ci powiedziałem..”
Tym razem bez chwili zawahania otworzyłem trzecią ostatnią już wiadomość, która zdawała się nie mieć końca

„Coś ciągnie mnie do ciebie i odpycha jednocześnie… Jakaś część we mnie domaga się ciebie, ale nie wiem, czy kiedykolwiek powinienem się jeszcze raz temu poddać . Bo inna część cały czas boi się twojej bliskości. I nie mogę sobie wyobrazić, żeby to… nie bolało… w normalnej miłości między dwoma mężczyznami, jeśli mogę nazwać to miłością czymkolwiek to jest, bo ja nie wiem czym to się stało i czym było … Przepraszam”

          Dreszcz powędrował od ręki przez ramię, a stamtąd rozbiegł się po całym ciele. Oddech mi przyspieszył. Przez moment obawiałem się, że już nie zdołam się opanować. Nie rozumiałem, o co tak naprawdę  w tym wszystkim może chodzić, kto zawinił bardziej i jak to się stało, że się tak stało. Wszystko wtedy wydawało się nie mieć sensu a ja miałem wrażenie że po raz kolejny moje życie staje się jedną wielką porażką której ja jestem architektem.


sobota, 12 listopada 2016

Szklana pogoda


Rozdział IX
„Szklana pogoda”
                 

               Wrzesień. Powrót do internatu, powrót do szkoły, powrót do miasta, same powroty. Jeszcze nigdy nie stresowałem się tak bardzo pierwszym dniem w  szkole. Wciąż w  myślach miałem te sceny i rozmowy z moich urodzin. Nie mogłem jednak, przegrać z własnym strachem, za wszelką cenę musiałem podnieść głowę do góry i być najzwyczajniej sobą.
               Pierwszy dzień w  internacie, dziwna pustka, jakby kogoś brakowało. Nowy pokój, tym razem dostałem jedynkę wiec nie przejmowałem się z kim będę musiał na nowo się poznawać. Był niewielki, miał duże okno z widokiem na park, kilka rozsypujących się szafek i odarte z okleiny białe biurko. Rozpakowałem wszystkie swoje rzeczy i zadzwoniłem do Kuby. Potrzebowałem wyjść z tej zamkniętej przestrzeni , która w pewnym stopniu mnie osaczała.
               Zgadaliśmy się na piwko, w naszym ulubionym barze, około 18.
               Było strasznie upalnie na dworze, żar lał się z  nieba i co chwilę gorący strumień powietrza wpadał przez moje okno. Momentami miałem ochotę zanurzyć się głęboko pod taflą zimnego jeziora.
               Szybki prysznic i byłem gotowy do wyjścia. Nie miałem ochoty przesadnie się stroić, założyłem swoją ulubioną czarną koszulę i miodowe spodnie, włosy tradycyjnie postawiłem na żel i dodałem do całości nowe perfumy, które dostałem na urodziny od któregoś ze znajomych.
               - W końcu jesteś – powiedział Kuba, pełen radości w głosie na mój widok.
               - Tak, w końcu, nie wiem czy się cieszyć czy załamać ręce – odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem na ustach. Jedyne, co mnie wtedy cieszyło to widok przyjaciela, cała reszta przyprawiała mnie o dreszcze.
               Często w wolnych chwilach, albo w trakcie lekcji, kiedy uciekaliśmy grupowo, spotykaliśmy się tutaj z dziewczynami i plotkowaliśmy wiele godzin na różne tematy. Wspomnienia brały górę, kiedy znów mogłem się temu wszystkiemu przyglądać.
               - Mateusz nic się nie zmieniło, ciągle jesteś tym samym facetem, tym samym najlepszym przyjacielem i wciąż gejem, co do tego nie mam żadnych wątpliwości, a to co się wydarzyło na twojej osiemnastce było dawno i uznajmy, że nie miało miejsca -  odezwał się powoli bez śladu emocji w głosie. - Jeżeli będziesz się nad tym rozwodzić cały czas nie uzyskasz spokoju. Musisz w końcu zluzować! Jesteśmy maturzystami, to nasz ostatni rok razem w klasie ze wszystkimi, musimy się cieszyć  z tego powodu. Obiecuje ci jedno, nie będziemy się nudzić w tym roku szkolnym! – powiedział pełen optymizmu w głosie.
               - Z tobą na pewno się nie będę nudzić – odparłem puszczając oczko – w końcu kto, jak nie my!
               Następny poranek to pierwszy dzień w  szkole, czułem się zupełnie tak jakbym szedł tam pierwszy raz. Serce wciskało mi się w  gardło, a żołądek zdawał się owijać wokół kręgosłupa. Z każdym krokiem, będąc bliżej swojej kasy, oddech stawał się coraz cięższy, a nogi zdawały się odmawiać posłuszeństwa.
               Po chwili zobaczyłem Kamilę stojącą z Alą, zajęte były rozmową. Wyglądały tak, jak zawsze, kiedy Kamila spojrzała w moją stronę  kąciki jej ust zanikły, głowa opadła a wzrok zwrócił się ku wyfroterowanej pomarańczowej podłodze.
               Podszedłem do nich i przywitałem się, starałem się zachować zimną krew. Rozmowa od razu nawiązała się sama, po chwili czułem się całkiem swobodnie, choć wzrok Kamili nie dawał o sobie zapomnieć. Wspominaliśmy głownie ubiegły rok, jak i całe wakacje. Zmuszony byłem kłamać mówiąc o moim szybkim powrocie z Międzyzdrojów. Udało mi się, obejść temat mojej osiemnastki, nie chcąc przywoływać niepotrzebnych wspomnień.
               Po zakończeniu całej uroczystości, Kamila poprosiła mnie o chwilę rozmowy. Zaproponowałem więc spacer. Pomimo, że niezbyt pozytywnie byłem nastawiony do tej konwersacji, wiedziałem, że wkrótce do niej dojdzie, dlatego wolałem mieć ją już za sobą.
               Poszliśmy do parku. W powietrzu dało wyczuć się zbliżającą się burze. Wiatr z minuty na minutę przybierał na sile, liście trzęsły się na drzewach, a ptaki wirowały w powietrzu jakby czegoś się bały. Niebo zaczęły spowijać czarne chmury.
               - Więc, jak to z nami będzie? Nie myślałeś chyba, że zapomniałam o tamtej nocy, wręcz przeciwnie pamiętam wszystko bardzo dokładnie.
               Wnętrzności skręcały mi się z napięcia. Czułem, jak oblewa mnie pot. Dłonie zwilgotniały mi więc spróbowałem wytrzeć je dyskretnie o nogawki spodni. Wszystko zdawało mi się łatwiejsze od odpowiedzi na to pytanie. Ale mimo tego spróbowałem.
               - Wyraziłem już swoje zdanie na ten temat. Nie byłem sobą, to jest pewne! Ilekroć przypominam sobie o tej nocy, dostaje jakiś dreszczy. Nie przestałem być po tej nocy gejem, kiedy w końcu to do Ciebie dotrze? –wybuchnąłem zdenerwowany.
               Moje spojrzenie i bliskość odbierały jej rozum, głos odmówił posłuszeństwa, a w oczach zamigotały krople łez. Po dłuższej chwili wyksztusiła z siebie.
               - Ale… ja cię kocham, i to nie, jak przyjaciela. – Słowa były zaledwie szeptem opuszczającym jej usta.
               Grom emocji, którego się spodziewałem, nie nadciągnął. W zamian pojawiło się uczucie pustki i wypalenia. Park, pomost, jezioro, wszystko to wydawało się być tak nieprawdziwe jak sen. Zdobyłem się tylko na jedno krótkie:
               - A ja Ciebie nie…
               - Zawsze cię chciałam. Od pierwszej chwili, w której cię zobaczyłam. - Z największym wysiłkiem  zmusiłem się do spojrzenia Kamili w oczy ich szara barwa zwykle wydawała mi się mętna i nijaka, lecz teraz tęczówki lśniły jak przejrzyste, górskie jezioro, odbijające burzowe chmury. I były tak samo gniewne jak one.
               Patrzyłem na jezioro i próbowałem wsłuchać się w siebie. Nie było we mnie nienawiści, nawet wtedy, gdy poznałem już prawdę. Za to czułem coś innego, coś, czego nie umiałem nazwać. I widziałem pewien uporczywy, niedający się przegnać obraz wspomnienia.
               Kamila sprawiała wrażenie, jakby nie potrzebowała odpowiedzi. Wyjęła nogi z wody, stanęła na pomoście, na którym przysiedliśmy i bez słowa odeszła przed siebie.
               Wydawało mi się, że powietrze iskrzy od nadmiaru napięcia. Nie chciałem jej dlatego już dłużej zatrzymywać. Po chwili sam wstałem i poszedłem w kierunku internatu.
               Dni mijały w zaskakującym tempie. Nie brakowało mi zajęcia. Klasa maturalna to prawdziwy okres,  który zobowiązywał do intensywniejszej nauki. W międzyczasie zapisałem się na kurs prawa jazdy. Postawiłem sobie za zadanie w tym roku intensywnie poukładać swój plan działania, nie pozostawiając za dużo czasu na nudę i zbędne rozmyślanie.
               Przez cały ten młyn, jaki sobie zgotowałem, zupełnie zapomniałem o związku Kuby. Zauważyłem, że jest jakiś taki niemrawy, często chodzi smutny i ma wiecznie problemy z żołądkiem. Był to dla mnie jasny znak, że musi się coś dziać.
               Jednego dnia, kiedy jak zwykle na długiej przerwie poszliśmy do parku zapalić papierosa zapytałem go wprost.
               - Widzę, że coś się dzieje niedobrego i przeczuwam, że chodzi tu o Konrada.
               W jego oczach pojawił się dziwny wyraz, a samo zebranie się na odpowiedź zajęło mu sporo czasu.
               - Wiesz.. nie układa nam się od jakiegoś czasu, stał się jakiś agresywny, często się obraża o byle co. Na początku widziałem, jak bardzo mu zależało na mnie, na nas, a teraz najzwyczajniej jest, bo jest. Tak,  jakby stał obok tego, co razem stworzyliśmy – westchnął, ogarniając wzrokiem cały park.                  
               - Nie pytam cię czy jesteś tego pewien, bo wiem dobrze , że w takich sprawach raczej się człowiek nie myli – bez owijania w bawełnę wyraziłem swoje zdanie.
               Nie próbowałem pocieszać go na siłę i wmyślać kłamstwa, że wszystko się ułoży i będzie dobrze. Zupełnie nie o to chodziło w naszej przyjaźni. Nie miała ona polegać na wzajemnym klepaniu się po ramieniu.
               - Najgorsze jest w tej chwili tylko to, że zupełnie nie wiem, co powinienem teraz robić, czy jest sens coś ratować -  stwierdził, zaciskając ze złością szczęki.
               - Póki, co zaczekaj jeszcze trochę czasu i się upewni, nie ma co na chwilę obecną podejmować zbyt pochopnych decyzji. – Nie potrafiłem wymyśleć wówczas lepszej recepty na tą sytuację.                      
               - Masz rację, pozostaje uzbroić się w cierpliwość – powiedział ochryple. – Skończmy w końcu ten temat, powiedz lepiej, co z Kamilą? – zapytał stanowczo.
               Wahałem się przez moment nad odpowiedzią. Nie byłem w stanie ułożyć w głowie, jakiegoś logicznego zdania. Po krótkiej chwili odparłem:
               - Rozmawialiśmy pierwszego dnia szkoły. Powiedziała mi wprost, że nie jestem jej obojętny, powiedziała, że mnie kocha… - po tych słowach oboje zaniemówiliśmy. Poczułem, jak zalewa mnie rumieniec, ale mimo to udało mi się pokryć zmieszanie ironicznym skrzywieniem ust. – Wracajmy na lekcję – dodałem  z sarkastycznym uśmiechem.
               - Ale zaczekaj, chcesz powiedzieć, mi że powiedziała ci to prosto w oczy? Co ty jej odpowiedziałeś? – dociekał.
               - Najzwyczajniej powiedziałem jej, że nic do niej nie czuje, i że nadal jestem gejem, że nic się nie zmieniło. Sam tak powiedziałeś!
               - No! Już myślałem, że tego nie zrobiłeś! Takie rozwiązanie sprawy, to najlepsze rozwiązanie, postawić ją jasno, bez zbędnych ozdobników.
               - Problem w tym, że jej to jakoś nie zniechęciło.
               Jakub zmarszczył czoło i dogasił papierosa. Sekundy przemijały w ciszy. Kilka wróbli wylądowało przy naszej ławce, zabierając się za pilne wydziobywanie okruchów z ziemi.
               W końcu Kuba przełknął ślinę i powiedział:
               - No to mamy szambo!
               Jego rozbawiony wyraz twarzy, spowodował, że po chwili wpadliśmy w atak śmiechu.
              Wieczorem, gdy układałem się już do snu, bardzo długo nie mogłem zmrużyć oczu. Natłok myśli nie dawał mi zasnąć, wtedy pojawił się jakiś chochlik, który szepnął mi do ucha, żeby sprawdzić profil na portalu branżowym. Nie rozważałem długo tych podszeptów i zalogowałem się na konto. Nadal było tam wiele wiadomości, propozycji seksu. Postanowiłem nawet tego nie odczytywać, tylko od razu zabrać się za zmianę danych, przede wszystkim zmienić miejscowość z tych potwornych Międzyzdrojów.
               W międzyczasie, przychodziły raz za razem widomości, głównie jakieś krótkie: „co tam?”, „jak mija wieczór”, czy „podaj hasło na fotki”. Nie zwracałem na to uwagi, tylko w skupieniu analizowałem swój profil, chcąc dobrze i prawdziwie się zaprezentować, kiedy już osiągnąłem zamierzony cel, pozostawiłem go, jak to stwierdziłem do ostygnięcia na cały dzień.
               Gdy następnej nocy, po raz kolejny zalogowałem się, już jako Mateusz Kaczmarek, nie miałem żadnych skrupułów aby ukrywać się przed kimkolwiek. Konto zawierało wiele widomości, dokładny opis wyglądu, zainteresowania, preferencje i nie za długie opisy siebie i osoby której szukam.
               Zainteresowanie moją osobą rosło z minuty na minutę, a wszystko to podsycała moja dostępność i nowe zdjęcia, które nie były już pod hasłem. Byłem zalewany gromem wiadomości, dlatego musiałem jakoś to selekcjonować, żeby nie musieć odczytywać każdej z kolei. Pierwsze to na co patrzyłem to wiek, jeżeli ktoś miał powyżej 25 lat albo poniżej 17 nie wchodził do gry. Następnie zdjęcia i opis profilu i tak dzięki przyjętym przeze mnie kryteriom z kilkudziesięciu profili zostało kilka, które zwróciły szczególnie moja uwagę. 
               Filip to mój wybór. Najbardziej ułożony chłopak spośród tych wszystkich tam facetów. Urzekł mnie swoją osobowością i charakterem. Zabawny do granic wytrzymałości, oczytany i wygadany i na dodatek bardzo  skromny.
                Był potwornie przystojny! Błękit jego oczu zdawał się hipnotyzować, jego usta miały smak zatracenia, dołeczki w policzkach doprowadzały mnie do szaleństwa, tak strasznie kocham dołeczki, i ten śnieżnobiały uśmiech! Seksowny pieprzyk przy lewym kąciku ust. Włosy koloru blond ułożone w perfekcyjną wręcz fryzurę, w której każdy kosmyk miał swoje miejsce, dopełniały tą piękną twarz pozbawioną jakichkolwiek defektów.  Szerokie ramiona i dobrze zbudowane ciało. Nieziemski tors na widok, którego cieknie ślinka, uwidocznione mięśnie brzucha.  Nie był to paker, czy naszprycowany białkiem bokser, był idealny!
                 Spotykaliśmy się od dwóch miesięcy. Nasz romans zaczął przeradzać się w związek. Z każdym kolejnym dniem, czułem silniejszą wieź i potrzebę jego bliskości.
                 W szkole Kamila nie dawała o sobie zapomnieć. Każdego dnia, wlepiała we mnie godzinami swój wzrok. Kiedy tylko nadarzała się okazja, gdy byłem sam gdzieś na szkolnym korytarzu podchodziła do mnie, chcąc rozmową i swoim zachowaniem wzbudzić we mnie jakieś uczucie, którym nie chciałem jej obdarzyć.
                 Podczas domówki u Ali, na którą zaproszone było prawie pół klasy, kokietowała mnie na każdym kroku. Nie było nawet chwili, w której mógłbym poczuć się swobodnie, bo wciąż chodziła za mną, jak najwierniejszy pies za swoim panem.
                 Gdy ludzie zaczęli już się wykruszać z imprezy, a ja będąc już nieco zmęczony ciągłym jej unikaniem, przysiadłem na bujanym fotelu na tarasie. Październikowe powietrze było chłodne. W ogrodzie panowała absolutna cisza. Księżyc świecił już wysoko na niebie rozświetlając nieco mroki nocy.
                  Kamila usiadła na schodach dygocząc lekko z zimna. Pomimo mojej niechęci do jej osoby przysiadłem się obok niej okrywając ją swoim płaszczem. Nie wypowiedziała żadnego słowa, tylko delikatnie uśmiechnęła się, wlepiając wzrok w bujawkę stojącą nieopodal tarasu. Uznając, że zrobiłem co należy podniosłem się chcąc udać się do kuchni i pomóc w sprzątaniu po imprezie, wtem usłyszałem jej wołanie cienkim, przytłumionym głosem.
                  - Mateusz, źle się czuję…
                  Nie chcąc wchodzić w konwersację uniosłem ją, opierając o siebie i zaprowadziłem do pokoju Ali. Przysiadłem na chwilę na łóżku, chcąc upewnić się, że wszystko jest w porządku. Kamila ponownie słabym głosem oznajmiła.
                  - Chyba mi nie dobrze…
                  Zdziwiłem się, bo przecież nie wypiła ani kropli alkoholu przez całą imprezę. Już wcześniej w szkole zauważyłem, że jest jakaś niewyraźna od kilku dni i czasem zwalniała się szybciej do domu, tłumacząc się, że jest jej słabo i nie za dobrze się czuje.
                  Podniosłem się  z łóżka, kierując się do łazienki po miskę. Słyszałem, jak mówi coś do mnie, ale starałem się to zignorować i wrócić czym prędzej.
                  Gdy wróciłem wydawało mi się, że zasnęła. Nie chcąc pozostawać dłużej w pokoju, kierowałem się do wyjścia, kiedy po raz kolejny usłyszałem z jej ust.
                   - Mateusz, źle się czuję, zostań ze mną.
                   Obróciłem się i usiadłem obok niej na łóżku. Kamila delikatnie podniosła się i przysunęła blisko mnie. Odgięła ręką moja głowę w swoją stronę i zaczęła całować. Szybko odsunąłem się i wstałem z łóżka.
                   - Co ty wyprawisz, to jakaś kolejna gierka?! – wrzasnąłem.
                   - Nie odchodź, potrzebuje cię, ja cię kocham rozumiesz.
                   - Ale ja ciebie nie, czy ty nie możesz zrozumieć tego!
                   Naszą kłótnię przerwała Alicja wbiegająca do pokoju. To był najbardziej odpowiedni moment, kiedy mogłem się stamtąd ewakuować. Natychmiast zadzwoniłem do Filipa. Nagły przypływ emocji, potrzebował uwolnić się z mojego ciała. Chciałem pokazać sam sobie, kim naprawdę jestem, że to facet mnie prawdziwie pociąga, że to jego bliskości i miłości potrzebuje.
                   Niedługo potem przyjechał po mnie samochodem swojego ojca i zabrał do siebie do domu. Nie byłem tam wcześniej. Okazał się być bardzo duży i przestrony, nawet pomimo mroków nocy.
                   Poszliśmy do niego do pokoju, kierowany potrzebą silnej bliskości drugiej osoby, byłem wręcz spragniony bliższego kontaktu, jakiego nie dane nam było do tej pory spróbować.
                   Rozluźniłem się na tyle, by móc zrobić kilka kroków w kierunku łóżka. Powietrze między nami iskrzyło od napięcia, tak, że prawie słyszałem jego trzaskanie. Zdjąłem bluzę nie odwracając od niego wzroku, następnie koszulka i spodnie opadły na podłogę.
                   Filip wahał się tylko przez moment zanim poszedł za moim przykładem. Moje zielone oczy wpatrywały się w błękitne podczas gdy pozbywaliśmy się kolejno części naszej garderoby.
                   Silne ramiona owinęły się wokół mojej szyi, przyciskając mocno, nie pozwalając na zachwianie na uginających się kolanach. Nagie ciało przylgnęło do mojego. Biodrem wyraźnie wyczuwałem jego podniecenie.  Pocałunek był natarczywy, odbierał mi powietrze. Nie miałem żadnej szansy na obronę, a i jej potrzeba malała z każdą chwilą. Dałem się porwać, uniesiony zaraźliwą namiętnością Filipa.
                   Czułem język przemierzający moją szyję, smakujący moją jakże wrażliwą skórę. Łagodne i zarazem silne ręce chwyciły mnie w pasie. Wilgotny język rozstał się z szyją i powędrował na pierś. Miękkie wargi skubały stwardniałe brodawki.
Czułe palce wśliznęły się od tyłu pod moje ciało i sprawiły, że omal nie roztopiłem się w jego ramionach, bezwiednie wyrzucając z siebie jego imię wraz z jękiem. Moje dłonie również nie pozostawały bezczynne, odkrywając każdy centymetr jego miękkiej skóry. Śmiałość, którą zdążyłem już spisać na straty, powróciła niespodziewanie, nakazując mi niby przypadkiem musnąć palcami wierzchołek najwrażliwszego, silnie wyprężonego fragmentu jego ciała.
                     Mózg już dawno przemienił się w coś bezużytecznego, niezdolnego do formułowania powiązanych ze sobą logicznie myśli. Jedna ręka  zawędrowała na kark Filipa, przyciągając go do następnego długiego, szaleńczego pocałunku, podczas gdy druga powoli pełzła w dół, głaskając twarde mięśnie brzucha. Zdawał się odgadywać moje myśli, musiał mieć doświadczenie w tych sprawach to nie ulegało wątpliwości.
                     Filip pochylał głowę nad moim podbrzuszem, przesuwając ustami i językiem po najwrażliwszej części mojego ciała. Z jękiem odrzuciłem głowę w tył i kurczowo zacisnąłem palce na prześcieradle. Ogarniała mnie dziwna nieważkość, zatapiając mnie w powodzi euforii. Biodra same, bez udziału woli, wychodziły naprzeciw tym niewiarygodnie oszałamiającym ustom. To przepełniło kielich. Resztka opanowania, którą jeszcze miałem, przepadła w jednej chwili. Dyszałem, łapiąc powietrze i czując, jak oszalałe ciało wygina się w łuk, by po chwili bezsilnie zwiotczeć. Doszedłem!
                     To nie był jednak koniec. Jego wargi dotarły do mojego tyłka i najwyraźniej nie mały zamiaru kończyć swojej podróży. Czegoś takiego nie wypadało przecież robić. A może jednak? Próbowałem uciec przed pieszczotą języka, ale Filip uwięził moje biodra w silnym uchwycie swych dłoni. Nie sądziłem, że skóra w tym miejscu może być tak wrażliwa.
                     Po chwili odwróciłem głowę w jego stronę i szepnąłem.
                     - Weź mnie…
                     Był delikatny, czułem jak zanurzał się we mnie centymetr po centymetrze. Za trzecim albo czwartym niemal lękliwym pchnięciem Filip natrafił na punkt w głębi mojego ciała, z którego istnienia nie zdawałem sobie nawet sprawy. Żadne inne wrażenie nie sprawiło, że poczułem się tak bliski raju, głośnym krzykiem dałem wyraz swej rozkoszy. Po chwili zobaczyłem jak Filip pada obok mnie na poduszkę, oboje oddychaliśmy bardzo ciężko.
                       Podczas gdy fale rozkoszy powoli niknęły, zacząłem się zastanawiać, jak ktokolwiek mógł uważać coś tak cudownego i nieskończenie pięknego za przeciwne naturze.  
 

niedziela, 30 października 2016

„ Osiemnaście”


Rozdział VIII


„ Osiemnaście”
                         


                Podsumowanie wakacji i długo wyczekiwana impreza, moja osiemnastka, jedyna i niepowtarzalna. Po traumatycznych przeżyciach w pracy należał mi się porządny reset i powrót do żywych, a to była najlepsza ku temu okazja i odskocznia od myśli powrotu do szkoły.
                Dużo czasu zajęło mi obmyślenie, jak chcę uczcić ten dzień, kogo na niego zaprosić. Jedno było pewne, chciałem zakończyć pasmo niepowodzeń w życiu i wkraczając w dorosłość narodzić się na nowo.
                Kamila z Alą przyjechały do mnie już z samego rana, żeby pomóc w przygotowaniach.
                Impreza miała być na powietrzu, w ogrodzie za altanką. Dziewczyny pomagały mamie w kuchni, od krojenia, zmywania, smażenia, po plotki i różne takie babskie gadanie. Ja zająłem się przygotowaniami na zewnątrz. Niedługo potem dojechał i Kuba. Zaczęliśmy nosić stoły, krzesła. Przygotowaliśmy palenisko i kije na kiełbasę. Muzyka grała od początku w ogrodzie, więc sąsiedzi, co chwila zapuszczali żurawia, chodząc po podwórku  udając, że coś robią, po jakimś czasie stało się to nawet zabawne.
                Ojciec przyniósł alkohol, co zapadło mi bardzo w pamięć, jakoś tak się zaangażował w pomoc w przygotowaniach, co chwila dopytywał czy może coś jeszcze dla mnie zrobić.
                Około siedemnastej, zaczęliśmy stroić się sami, wiedziałem dobrze, żeby zacząć wcześniej, jedna łazienka na dwie przyjaciółki i moją siostrę, nie licząc nas to zdecydowanie za mało.

                   
Reszta gości, czyli kilka osób z klasy pojawiły się o dziewiętnastej tak jak to było na zaproszeniu.
                Tort, świeczki, wspólne sto lat, prezenty i życzenia, to chyba najmniej ważne, powiedziałbym część oficjalna, jak na każdej innej imprezie urodzinowej. Prawdziwa zabawa zaczęła się dwie godzinki później, kiedy rodziców już dawno nie było, a my zaczęliśmy obalać kolejną flaszkę z rzędu.
                Kamila od początku imprezy dziwnie na mnie patrzyła, zupełnie jak w zaczarowany obrazek, chwilami nie wiedziałem gdzie mam podziać swoje oczy. Starałem się jej po pewnym czasie nawet unikać, jednak alkohol mi w tym nie pomagał, wręcz przeciwnie dogadywaliśmy się, jak para żuli pod sklepem.
                W pewnej chwili Kuba poprosił mnie o rozmowę, nie byłem do końca pewien czy jestem w stanie racjonalnie myśleć, ale wydawał się być bardzo poważny. Wyszliśmy niezauważeni na mały spacer, z dala od wszystkich i głośniej muzyki. Przez długi czas szliśmy w milczeniu, w końcu nie wytrzymałem i zapytałem.
                - O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
                - Nie wiem jak mam zacząć?
                - Może po prostu od początku  – powiedziałem.
                - Mateusz, ja od jakiegoś czasu się z kimś spotykam, przepraszam, że mówię ci to dopiero teraz, ale naprawdę nie wiedziałem, jak ci o tym powiedzieć. Miałeś mnóstwo na głowie, wiele przeżyłeś ostatnimi czasy i ja po prostu…
                - Co ty pieprzysz? – zapytałem – dobrze wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi i mówimy sobie wszystko bez względu na okoliczności. Kim on jest?
                - Ma na imię Konrad. Poznałem go przez stronę internetową, na której założyłem sobie konto. Kilka razy się spotkaliśmy, dużo piszemy. Ostatnio widzimy się coraz częściej. Zaczyna znaczyć dla mnie naprawdę coraz więcej.
                - I o tym bałeś mi się powiedzieć?
                - Nie widziałem jak zareagujesz…
                - Hmm… dobrze wiesz, że będę się cieszył twoim szczęściem.
                - Właściwie to chciałem ci powiedzieć.
                - To chyba i tak nie pora na taką rozmowę, może pogadajmy o tym kiedy indziej, nie dziś kiedy wszyscy jesteśmy już nieźle wstawieni. Wiesz… wydaje mi się że Kamila na mnie leci, dziwi mnie to, bo przecież wie, że jestem gejem.
                - No już myślałem, że to ja mam jakieś zwidy. Ewidentnie coś jest na rzeczy. Właściwie dużo jej nie brakuje, kilka kieliszków i będzie spać.
                - Mam nadzieję, wracajmy już bo ktoś tam musi polać!
                Gdy wróciliśmy impreza trwała na całego, nikt nawet nie zorientował się, że nas nie było. Rozdzieliliśmy się dla niepoznaki, mieszając się z tłumem. Po chwili zorientowałem się, że wszyscy oprócz mnie i Kuby, zachowują się jakoś inaczej i to nie był wpływ alkoholu. Długo nie musiałem czekać. Robert, jeden z moich kolegów podszedł do mnie z lufką w ręku i zapytał.
                - Chcesz? Zdrowa żywność!
                - To jest zielsko? – zapytałem zdumiony.
                - Nie inaczej, chyba że wolisz coś mocniejszego to tam Angelika z Kamilą mają lepszy towar.
                - Okej, dzięki.
                Przez chwilę mnie sparaliżowało i nie wiedziałem co mam robić, ale w końcu to była impreza urodzinowa, osiemnastka jedyna w  życiu! Poszedłem wiec do dziewczyn. Pamiętam pierwszą kreskę, kartę do bankomatu i chyba to była lufka, ale pewności nie mam.    
                Następny ranek. Kac zmieszany ze wstydem. Nie wiedziałem, że moje życie od tego dnia zmieni się nazawsze.
                Obudziłem się w namiocie, obok mnie leżała Kamila. Spała, kiedy się przebudziłem. Zacząłem wpatrywać się w jej twarz. Uśmiechała się. Była tak piękna. Nigdy na nią nie patrzyłem w ten sposób. Zauważyłem na jej karku ślady od pocałunków, miała kilka malinek jedna obok drugiej. Zastanawiałem się, z kim tak zaszalała tej nocy, ja zupełnie nic nie pamiętałem. Po dłuższej chwili wpatrywania się w nią, zdałem sobie sprawę że jestem nagi. Delikatnie uchyliłem kołdrę, w którą była owinięta i zobaczyłem to czego się obawiałem, ona również nie miała nic na sobie.
                Zerwałem się gwałtownie, starając się jej nie obudzić. Wciągnąłem na siebie slipy i koszulkę i wyszedłem z namiotu i usiadłem na trawie.
                Słońce było już wysoko na niebie, na dworze panował skwar a dookoła słychać było tylko chrapanie w innych namiotach. Po chwili siedzenia przed wejściem do ogródka zobaczyłem idącą w moją stronę dziewczynę. Byłem oślepiony przez promienie, więc nie wiedziałem do samego końca kto to jest. Nagle stanęła przede mną Ala. Trzymała w  ręku papierosa, uśmiechnęła się i przysiadła.
                - Jak noc? – zapytała.
                W pierwszej chwili nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć, skąd miałem wiedzieć, co ma na myśli.
                - Chyba dobrze… mało pamiętam.
                - Żartujesz sobie teraz?
                - Czemu miałbym żartować? – zapytałem zdezorientowany.
                - Ty serio nic nie pamiętasz! – krzyknęła – nie wierzę! Było was nieźle słychać. Sama byłam bardzo zdziwiona, bo przecież wiem, że bardziej cię ciągnęło do facetów, a tu…
                - Ciągnęło? A teraz, że niby co? To był nic nie znaczący…
                - Seks?  To masz na myśli? Ciekawe, jak jej to wytłumaczysz – powiedziała to wskazując na idącą w naszą stronę Kamilę.
                Spanikowałem, wstałem szybko i pobiegłem w głąb sadu. Rzuciłem tylko na odchodne, że biegnę się odlać. Kamila spojrzała na mnie ze zdziwieniem i usiadła obok Ali. Schowałem się za żywopłotem i przysłuchiwałem się ich rozmowie.
                - Długo tu siedzieliście?
                - Chwilę, poszłam do domu podłączyć telefon i jak wróciłam siedział tutaj.
                - Co ci powiedział?
                - Kamcia, on nic nie pamięta! Chyba twój plan nie wypalił.
                - Jeszcze nic nie jest przesądzone, może się wystraszył, w końcu to facet, a on nie jest taki, znasz go dobrze, nie zrobiłby mi tego, nie po tym, co zaszło miedzy nami tej nocy.
                - Co zamierzasz?
                - Rozkochać go w sobie!
                Skamieniałem. Serce łomotało mi tak, jakby chciało mi wyskoczyć. To było niewiarygodne, nigdy bym się nie spodziewał takiej gierki. To wszystko było zaplanowane, nie mieściło się to w mojej głowie.
                Nie chciałem tego tak zostawić. Wyszedłem zza krzaków i szedłem prosto w ich stronę. Kamila natychmiast wstała i spojrzała na mnie z uśmiechem, którego nie odwzajemniłem. Starałem się zachować spokój. Nie miałem w głowie żadnego konkretnego planu.
                - Gdzie byłeś?
                - Odlać się! – odpowiedziałem sucho.
                - pójdziesz ze mną do namiotu?
                Od razu wyczułem jakiś podstęp w jej słowach, chciałem to wykorzystać i z nią porozmawiać. Nie mogłem tego tak zostawić.
                - Dobrze. – odparłem.
                W drodze chciała mnie złapać za rękę, jednak szybko dałem jej do zrozumienia, że nic z tego i przyspieszyłem kroku, tak, że byłem nieco przed nią. Milczałem aż do samego wejścia do namiotu. Gdy weszliśmy zacząłem pierwszy.
                - To co wydarzyło się między nami tej nocy, nie powinno mieć miejsca. Nie wiem co we mnie wstąpiło, przepraszam jeśli cię skrzywdziłem, straciłem zupełnie panowanie nad sobą, to wszystko wina tych dragów!
                - …ale, ja chciałam ci powiedzieć…
                - Nie musisz nic mówić, wiem za kogo mnie uważasz, wybacz mi to, mogę ze swojej strony obiecać, że to się nigdy nie powtórzy – przerwałem jej w połowie zdania.
                Miałem w głowie taktykę, nie dać jej dość do słowa, obarczyć się winą i dać jej do zrozumienia, że tak naprawdę był to tylko dla mnie, nic nie znaczący epizod.
                - Mateusz! Tylko, że ja…
                - Tak wiem, z pewnością mi to wybaczyłaś, jesteśmy przyjaciółmi od dawna, ty byłaś pod wpływem i ja, jednak jestem facetem i nie powinienem był dopuścić do takiej sytuacji. Idę do domu, zobaczyć co tam się dzieje. – powiedziałem to i wyszedłem szybko, żeby nie dać jej po raz kolejny dojść do słowa.
                Byłem zadowolony z siebie. Rozegrałem to tak, jak chciałem. Właściwie to nie miałem żadnego planu w  głowie, a jednak byłem z siebie zadowolony.
                Teraz trzeba było obudzić Kubę i opowiedzieć mu o wszystkim. Doskonale wiedziałem, że wygrałem pierwszą bitwę, wojna była przed nami musiałem działać szybko.
                Bez zastanowienia poszedłem do przyjaciela. Na szczęście już nie spał i nie musiałem go budzić. Przycupnąłem przed wejściem a on  bez słowa zebrał się do wyjścia, zupełnie jakby wiedział, o co chodzi.
                 Poszliśmy w głąb sadu i schowaliśmy się przed słońcem pod jednym z drzew. Nie wiedziałem przez chwilę od czego mam zacząć, co chyba zauważył i powiedział pierwszy.
                 - Chodzi o Kamilę? Wiem, co się stało, nie brałem nic wczoraj, ktoś musiał ogarnąć tą imprezę na koniec.
                 Milczałem, jakby dając mu do zrozumienia, żeby powiedział wszystko, co wie.
                 - Nie widziałem cię nigdy w takim stanie, właściwie nikogo nie widziałem w takim stanie. Byliście razem przy ognisku, wciągaliście jakieś prochy. Później znów wóda i po raz kolejny prochy. Starałem się was powstrzymać, ale powiedziałeś żebym się odpierdolił, że to nie moja sprawa. Po tych słowach wiedziałem już, że jest już grubo z tobą, więc nie wchodziłem w dyskusje, ale miałem was ciągle na oku. Poszliście w stronę namiotu, zaczęliście się całować, przez chwilę nie reagowałem, ale jak zacząłeś ściągać z niej wszystko podszedłem i chciałem cie odciągnąć i wyłapałem strzała, na szczęście zdążyłem się odsunąć i dostałem w bark. Kamila weszła do namiotu a ty złapałeś mnie za szyję, przyciągnąłeś do siebie i powiedziałeś, że bardzo mnie kochasz i zapytałeś czy mam gumki. Nie ukrywam, że zatkało mnie totalnie, próbowałem wybić ci to z głowy ale odepchnąłeś mnie i wszedłeś do namiotu, zasunąłeś zamek i reszty nie widziałem a to co słyszałem to chyba mało ważne.
                 - Kuba, nie wiem, co powiedzieć? To nie byłem ja!
                 - Przecież wiem, znam cię nie od wczoraj.
                 - Jest mi tak strasznie głupio, czuje się tak zażenowany, czuje się jak gówno, jak pierdolona szmata!
                 - Przestań tak mówić!
                 - …ale ja byłem…
                 - Byłeś spizgany, jak meserszmit! Powiedz lepiej co ty kurwa teraz zrobisz?
                 - Gadałem z nią, właściwie rozegrałem to tak, że to ja mówiłem, dałem jej do zrozumienia, że oboje nie byliśmy sobą i to, co zaszło między nami nie powinno się wydarzyć. Obarczyłem się winą, żeby nie wyjść na pizdę i nie pokazać jej, że jestem z siebie zadowolony i z tej pieprzonej nocy!
                 - Hmm… dobrze!
                 - A, podsłuchałem, jak gadała z Alką, ona to wszystko uknuła, czy ty to rozumiesz?
                 - Pieprzysz, ale, że serio?
                 - Niestety…
                 - Ja pierdole, czyli dobrze widzieliśmy, że coś jest na rzeczy! Nie możesz teraz się dać sprowokować, zachowaj zimną krew! Bądź normalny i nie wchodź w żadne gierki!
                - No dobra! Jakiś plan już jest!
                - Cicho – szepnął – ktoś idzie.
                - Tu jesteście, wszędzie was szukam – Ala przybiegła zdyszana, jakby się coś stało – ludzie odjeżdżają a gospodarza nie ma.
               - Kamila jest? – zapytał od razu Jakub.
               - A więc to tak, spiskujecie sobie, nie, nie ma, pojechała jakieś 10 minut temu.
               - Żadne spiskujecie! – natychmiast zaprzeczyłem.
               - Dobra, dobra, głupia nie jestem, ktoś musiał tobą wstrząsnąć i powiedzieć ci, jak było!
               - Przestań! – uspokajał ją Kuba.
               - Podnoście dupska i do sprzątania, twoja mama już przyszła i robi to za was.
              Wróciliśmy i zabraliśmy się do roboty. Biegaliśmy jak opętani między sobą, żeby zamaskować ślady po dragach i wszystkim tym o czym nikt spoza nas nie powinien się dowiedzieć.
              Wieczorem Kubuś pojechał do domu, a ja zacząłem obmyślać plan działania. Wkrótce początek roku szkolnego, klasa maturalna i Kamila na co dzień w szkole. Bałem się, kto by się nie bał.
             Padłem na łóżko, myśli nie dawały mi zasnąć. Jak mogłem być tak głupi!