niedziela, 30 października 2016

„ Osiemnaście”


Rozdział VIII


„ Osiemnaście”
                         


                Podsumowanie wakacji i długo wyczekiwana impreza, moja osiemnastka, jedyna i niepowtarzalna. Po traumatycznych przeżyciach w pracy należał mi się porządny reset i powrót do żywych, a to była najlepsza ku temu okazja i odskocznia od myśli powrotu do szkoły.
                Dużo czasu zajęło mi obmyślenie, jak chcę uczcić ten dzień, kogo na niego zaprosić. Jedno było pewne, chciałem zakończyć pasmo niepowodzeń w życiu i wkraczając w dorosłość narodzić się na nowo.
                Kamila z Alą przyjechały do mnie już z samego rana, żeby pomóc w przygotowaniach.
                Impreza miała być na powietrzu, w ogrodzie za altanką. Dziewczyny pomagały mamie w kuchni, od krojenia, zmywania, smażenia, po plotki i różne takie babskie gadanie. Ja zająłem się przygotowaniami na zewnątrz. Niedługo potem dojechał i Kuba. Zaczęliśmy nosić stoły, krzesła. Przygotowaliśmy palenisko i kije na kiełbasę. Muzyka grała od początku w ogrodzie, więc sąsiedzi, co chwila zapuszczali żurawia, chodząc po podwórku  udając, że coś robią, po jakimś czasie stało się to nawet zabawne.
                Ojciec przyniósł alkohol, co zapadło mi bardzo w pamięć, jakoś tak się zaangażował w pomoc w przygotowaniach, co chwila dopytywał czy może coś jeszcze dla mnie zrobić.
                Około siedemnastej, zaczęliśmy stroić się sami, wiedziałem dobrze, żeby zacząć wcześniej, jedna łazienka na dwie przyjaciółki i moją siostrę, nie licząc nas to zdecydowanie za mało.

                   
Reszta gości, czyli kilka osób z klasy pojawiły się o dziewiętnastej tak jak to było na zaproszeniu.
                Tort, świeczki, wspólne sto lat, prezenty i życzenia, to chyba najmniej ważne, powiedziałbym część oficjalna, jak na każdej innej imprezie urodzinowej. Prawdziwa zabawa zaczęła się dwie godzinki później, kiedy rodziców już dawno nie było, a my zaczęliśmy obalać kolejną flaszkę z rzędu.
                Kamila od początku imprezy dziwnie na mnie patrzyła, zupełnie jak w zaczarowany obrazek, chwilami nie wiedziałem gdzie mam podziać swoje oczy. Starałem się jej po pewnym czasie nawet unikać, jednak alkohol mi w tym nie pomagał, wręcz przeciwnie dogadywaliśmy się, jak para żuli pod sklepem.
                W pewnej chwili Kuba poprosił mnie o rozmowę, nie byłem do końca pewien czy jestem w stanie racjonalnie myśleć, ale wydawał się być bardzo poważny. Wyszliśmy niezauważeni na mały spacer, z dala od wszystkich i głośniej muzyki. Przez długi czas szliśmy w milczeniu, w końcu nie wytrzymałem i zapytałem.
                - O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
                - Nie wiem jak mam zacząć?
                - Może po prostu od początku  – powiedziałem.
                - Mateusz, ja od jakiegoś czasu się z kimś spotykam, przepraszam, że mówię ci to dopiero teraz, ale naprawdę nie wiedziałem, jak ci o tym powiedzieć. Miałeś mnóstwo na głowie, wiele przeżyłeś ostatnimi czasy i ja po prostu…
                - Co ty pieprzysz? – zapytałem – dobrze wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi i mówimy sobie wszystko bez względu na okoliczności. Kim on jest?
                - Ma na imię Konrad. Poznałem go przez stronę internetową, na której założyłem sobie konto. Kilka razy się spotkaliśmy, dużo piszemy. Ostatnio widzimy się coraz częściej. Zaczyna znaczyć dla mnie naprawdę coraz więcej.
                - I o tym bałeś mi się powiedzieć?
                - Nie widziałem jak zareagujesz…
                - Hmm… dobrze wiesz, że będę się cieszył twoim szczęściem.
                - Właściwie to chciałem ci powiedzieć.
                - To chyba i tak nie pora na taką rozmowę, może pogadajmy o tym kiedy indziej, nie dziś kiedy wszyscy jesteśmy już nieźle wstawieni. Wiesz… wydaje mi się że Kamila na mnie leci, dziwi mnie to, bo przecież wie, że jestem gejem.
                - No już myślałem, że to ja mam jakieś zwidy. Ewidentnie coś jest na rzeczy. Właściwie dużo jej nie brakuje, kilka kieliszków i będzie spać.
                - Mam nadzieję, wracajmy już bo ktoś tam musi polać!
                Gdy wróciliśmy impreza trwała na całego, nikt nawet nie zorientował się, że nas nie było. Rozdzieliliśmy się dla niepoznaki, mieszając się z tłumem. Po chwili zorientowałem się, że wszyscy oprócz mnie i Kuby, zachowują się jakoś inaczej i to nie był wpływ alkoholu. Długo nie musiałem czekać. Robert, jeden z moich kolegów podszedł do mnie z lufką w ręku i zapytał.
                - Chcesz? Zdrowa żywność!
                - To jest zielsko? – zapytałem zdumiony.
                - Nie inaczej, chyba że wolisz coś mocniejszego to tam Angelika z Kamilą mają lepszy towar.
                - Okej, dzięki.
                Przez chwilę mnie sparaliżowało i nie wiedziałem co mam robić, ale w końcu to była impreza urodzinowa, osiemnastka jedyna w  życiu! Poszedłem wiec do dziewczyn. Pamiętam pierwszą kreskę, kartę do bankomatu i chyba to była lufka, ale pewności nie mam.    
                Następny ranek. Kac zmieszany ze wstydem. Nie wiedziałem, że moje życie od tego dnia zmieni się nazawsze.
                Obudziłem się w namiocie, obok mnie leżała Kamila. Spała, kiedy się przebudziłem. Zacząłem wpatrywać się w jej twarz. Uśmiechała się. Była tak piękna. Nigdy na nią nie patrzyłem w ten sposób. Zauważyłem na jej karku ślady od pocałunków, miała kilka malinek jedna obok drugiej. Zastanawiałem się, z kim tak zaszalała tej nocy, ja zupełnie nic nie pamiętałem. Po dłuższej chwili wpatrywania się w nią, zdałem sobie sprawę że jestem nagi. Delikatnie uchyliłem kołdrę, w którą była owinięta i zobaczyłem to czego się obawiałem, ona również nie miała nic na sobie.
                Zerwałem się gwałtownie, starając się jej nie obudzić. Wciągnąłem na siebie slipy i koszulkę i wyszedłem z namiotu i usiadłem na trawie.
                Słońce było już wysoko na niebie, na dworze panował skwar a dookoła słychać było tylko chrapanie w innych namiotach. Po chwili siedzenia przed wejściem do ogródka zobaczyłem idącą w moją stronę dziewczynę. Byłem oślepiony przez promienie, więc nie wiedziałem do samego końca kto to jest. Nagle stanęła przede mną Ala. Trzymała w  ręku papierosa, uśmiechnęła się i przysiadła.
                - Jak noc? – zapytała.
                W pierwszej chwili nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć, skąd miałem wiedzieć, co ma na myśli.
                - Chyba dobrze… mało pamiętam.
                - Żartujesz sobie teraz?
                - Czemu miałbym żartować? – zapytałem zdezorientowany.
                - Ty serio nic nie pamiętasz! – krzyknęła – nie wierzę! Było was nieźle słychać. Sama byłam bardzo zdziwiona, bo przecież wiem, że bardziej cię ciągnęło do facetów, a tu…
                - Ciągnęło? A teraz, że niby co? To był nic nie znaczący…
                - Seks?  To masz na myśli? Ciekawe, jak jej to wytłumaczysz – powiedziała to wskazując na idącą w naszą stronę Kamilę.
                Spanikowałem, wstałem szybko i pobiegłem w głąb sadu. Rzuciłem tylko na odchodne, że biegnę się odlać. Kamila spojrzała na mnie ze zdziwieniem i usiadła obok Ali. Schowałem się za żywopłotem i przysłuchiwałem się ich rozmowie.
                - Długo tu siedzieliście?
                - Chwilę, poszłam do domu podłączyć telefon i jak wróciłam siedział tutaj.
                - Co ci powiedział?
                - Kamcia, on nic nie pamięta! Chyba twój plan nie wypalił.
                - Jeszcze nic nie jest przesądzone, może się wystraszył, w końcu to facet, a on nie jest taki, znasz go dobrze, nie zrobiłby mi tego, nie po tym, co zaszło miedzy nami tej nocy.
                - Co zamierzasz?
                - Rozkochać go w sobie!
                Skamieniałem. Serce łomotało mi tak, jakby chciało mi wyskoczyć. To było niewiarygodne, nigdy bym się nie spodziewał takiej gierki. To wszystko było zaplanowane, nie mieściło się to w mojej głowie.
                Nie chciałem tego tak zostawić. Wyszedłem zza krzaków i szedłem prosto w ich stronę. Kamila natychmiast wstała i spojrzała na mnie z uśmiechem, którego nie odwzajemniłem. Starałem się zachować spokój. Nie miałem w głowie żadnego konkretnego planu.
                - Gdzie byłeś?
                - Odlać się! – odpowiedziałem sucho.
                - pójdziesz ze mną do namiotu?
                Od razu wyczułem jakiś podstęp w jej słowach, chciałem to wykorzystać i z nią porozmawiać. Nie mogłem tego tak zostawić.
                - Dobrze. – odparłem.
                W drodze chciała mnie złapać za rękę, jednak szybko dałem jej do zrozumienia, że nic z tego i przyspieszyłem kroku, tak, że byłem nieco przed nią. Milczałem aż do samego wejścia do namiotu. Gdy weszliśmy zacząłem pierwszy.
                - To co wydarzyło się między nami tej nocy, nie powinno mieć miejsca. Nie wiem co we mnie wstąpiło, przepraszam jeśli cię skrzywdziłem, straciłem zupełnie panowanie nad sobą, to wszystko wina tych dragów!
                - …ale, ja chciałam ci powiedzieć…
                - Nie musisz nic mówić, wiem za kogo mnie uważasz, wybacz mi to, mogę ze swojej strony obiecać, że to się nigdy nie powtórzy – przerwałem jej w połowie zdania.
                Miałem w głowie taktykę, nie dać jej dość do słowa, obarczyć się winą i dać jej do zrozumienia, że tak naprawdę był to tylko dla mnie, nic nie znaczący epizod.
                - Mateusz! Tylko, że ja…
                - Tak wiem, z pewnością mi to wybaczyłaś, jesteśmy przyjaciółmi od dawna, ty byłaś pod wpływem i ja, jednak jestem facetem i nie powinienem był dopuścić do takiej sytuacji. Idę do domu, zobaczyć co tam się dzieje. – powiedziałem to i wyszedłem szybko, żeby nie dać jej po raz kolejny dojść do słowa.
                Byłem zadowolony z siebie. Rozegrałem to tak, jak chciałem. Właściwie to nie miałem żadnego planu w  głowie, a jednak byłem z siebie zadowolony.
                Teraz trzeba było obudzić Kubę i opowiedzieć mu o wszystkim. Doskonale wiedziałem, że wygrałem pierwszą bitwę, wojna była przed nami musiałem działać szybko.
                Bez zastanowienia poszedłem do przyjaciela. Na szczęście już nie spał i nie musiałem go budzić. Przycupnąłem przed wejściem a on  bez słowa zebrał się do wyjścia, zupełnie jakby wiedział, o co chodzi.
                 Poszliśmy w głąb sadu i schowaliśmy się przed słońcem pod jednym z drzew. Nie wiedziałem przez chwilę od czego mam zacząć, co chyba zauważył i powiedział pierwszy.
                 - Chodzi o Kamilę? Wiem, co się stało, nie brałem nic wczoraj, ktoś musiał ogarnąć tą imprezę na koniec.
                 Milczałem, jakby dając mu do zrozumienia, żeby powiedział wszystko, co wie.
                 - Nie widziałem cię nigdy w takim stanie, właściwie nikogo nie widziałem w takim stanie. Byliście razem przy ognisku, wciągaliście jakieś prochy. Później znów wóda i po raz kolejny prochy. Starałem się was powstrzymać, ale powiedziałeś żebym się odpierdolił, że to nie moja sprawa. Po tych słowach wiedziałem już, że jest już grubo z tobą, więc nie wchodziłem w dyskusje, ale miałem was ciągle na oku. Poszliście w stronę namiotu, zaczęliście się całować, przez chwilę nie reagowałem, ale jak zacząłeś ściągać z niej wszystko podszedłem i chciałem cie odciągnąć i wyłapałem strzała, na szczęście zdążyłem się odsunąć i dostałem w bark. Kamila weszła do namiotu a ty złapałeś mnie za szyję, przyciągnąłeś do siebie i powiedziałeś, że bardzo mnie kochasz i zapytałeś czy mam gumki. Nie ukrywam, że zatkało mnie totalnie, próbowałem wybić ci to z głowy ale odepchnąłeś mnie i wszedłeś do namiotu, zasunąłeś zamek i reszty nie widziałem a to co słyszałem to chyba mało ważne.
                 - Kuba, nie wiem, co powiedzieć? To nie byłem ja!
                 - Przecież wiem, znam cię nie od wczoraj.
                 - Jest mi tak strasznie głupio, czuje się tak zażenowany, czuje się jak gówno, jak pierdolona szmata!
                 - Przestań tak mówić!
                 - …ale ja byłem…
                 - Byłeś spizgany, jak meserszmit! Powiedz lepiej co ty kurwa teraz zrobisz?
                 - Gadałem z nią, właściwie rozegrałem to tak, że to ja mówiłem, dałem jej do zrozumienia, że oboje nie byliśmy sobą i to, co zaszło między nami nie powinno się wydarzyć. Obarczyłem się winą, żeby nie wyjść na pizdę i nie pokazać jej, że jestem z siebie zadowolony i z tej pieprzonej nocy!
                 - Hmm… dobrze!
                 - A, podsłuchałem, jak gadała z Alką, ona to wszystko uknuła, czy ty to rozumiesz?
                 - Pieprzysz, ale, że serio?
                 - Niestety…
                 - Ja pierdole, czyli dobrze widzieliśmy, że coś jest na rzeczy! Nie możesz teraz się dać sprowokować, zachowaj zimną krew! Bądź normalny i nie wchodź w żadne gierki!
                - No dobra! Jakiś plan już jest!
                - Cicho – szepnął – ktoś idzie.
                - Tu jesteście, wszędzie was szukam – Ala przybiegła zdyszana, jakby się coś stało – ludzie odjeżdżają a gospodarza nie ma.
               - Kamila jest? – zapytał od razu Jakub.
               - A więc to tak, spiskujecie sobie, nie, nie ma, pojechała jakieś 10 minut temu.
               - Żadne spiskujecie! – natychmiast zaprzeczyłem.
               - Dobra, dobra, głupia nie jestem, ktoś musiał tobą wstrząsnąć i powiedzieć ci, jak było!
               - Przestań! – uspokajał ją Kuba.
               - Podnoście dupska i do sprzątania, twoja mama już przyszła i robi to za was.
              Wróciliśmy i zabraliśmy się do roboty. Biegaliśmy jak opętani między sobą, żeby zamaskować ślady po dragach i wszystkim tym o czym nikt spoza nas nie powinien się dowiedzieć.
              Wieczorem Kubuś pojechał do domu, a ja zacząłem obmyślać plan działania. Wkrótce początek roku szkolnego, klasa maturalna i Kamila na co dzień w szkole. Bałem się, kto by się nie bał.
             Padłem na łóżko, myśli nie dawały mi zasnąć. Jak mogłem być tak głupi!

sobota, 15 października 2016

Rekonwalescencja



Rozdział VII
"Rekonwalescencja"


                 Od czasu, gdy wróciłem z Międzyzdrojów, praktycznie nie wychodziłem z domu. Całe dnie spędzałem w swoim pokoju. Z łóżka wychodziłem tylko po to by się czegoś napić, zjeść, załatwić czy też włączyć nowy film.
                 O mim powrocie wiedzieli tylko domownicy. Nie chciałem żeby rozeszło się szerokim echem, że po miesiącu jestem już w domu. Zaraz zaczęłyby się plotki na mój temat i dziwne spekulacje ze strony rodziny i znajomych, że nie wytrzymałem w pracy i uciekłem.
                 Kuba również nie był świadomy tego, ze jestem już w domu. chciałem za wszelką cenę uniknąć powrotu nawet w myślach a szczególnie           w rozmowach do tego co wydarzyło się tam w ostatnich dniach. Byłem tego świadomy, że i tak będę musiał mu o tym opowiedzieć prędzej czy później, ale wierzyłem w to, że czas leczy rany.
                 Rodzice ucieszyli się z mojego nagłego powrotu. Nie ukrywam, byli szalenie zaskoczeni i zadawali milion pytań, dlaczego, co, jak, po co itp., ale ja żeby tylko jakoś ich zbyć powiedziałem, że był mały ruch a nas było za dużo i należało zredukować liczbę pracowników, a w końcu ja byłem najmłodszy stażem pracy. Na całe moje szczęście łyknęli tą historię. Poprosiłem ich również, żeby póki, co nikomu nic nie mówili o moim powrocie.
                  Nie było dnia od mojego powrotu, żebym, choć przez chwilę nie myślał o tym, co się tam wydarzyło. Cały czas przed oczami miałem twarz Konrada leżącego na moim łóżku.
                   Przychodziły często takie chwile, kiedy miałem ochotę wziąć żyletkę i skończyć ze swoim życiem, nie byłem jednak na tyle odważny, dlatego ryczałem, co dzień jak małe dziecko, zakrywając się poduszką, żeby tylko nikt nie mógł mnie usłyszeć.
                    Domyślałem się, jak mogę wyglądać, więc unikałem swojego odbicia. Nie pamiętam ile dni tak spędziłem. Czułem już, że nie pachnę pierwszą świeżością.
                     Była noc. Zszedłem do kuchni. Byłem bardzo spragniony, przez ciągły płacz straciłem chyba wszystkie płyny. Nabrałem do ust wody z kranu i wyplułem ją do zlewu. Moja ślina wydawała się być pełna śluzu. Spływała tak wolno, że musiałem ją spłukać wodą, żeby się jej pozbyć.
                     Spojrzałem na zegarek w kuchni, który był zawieszony na nowo pomalowanej ścianie. Zupełnie nie pasował do tego wnętrza, ale mama uparła się, że ma tu wisieć, bo jest piękny i był w promocji. Dochodziła druga w nocy. Postanowiłem po ciuchu wymsknąć się na dwór, żeby złapać, choć trochę świeżego powietrza.  

                       
Na klatce schodowej unosił się dziwny zapach, zapewne sąsiadka coś przypaliła a ktoś mądry zamknął drzwi na dole i nic się nie wywietrzyło.
                      Schodziłem bardzo niepewnie, po mimo późnej pory, obawiałem się, że ktoś może mnie zobaczyć.
Stawiałem kroki delikatnie, po cichu. Gdy wyszedłem na zewnątrz przysiadłem na schodach przed blokiem. Patrzyłem w gwiazdy i chciałem być, tak jak one, daleko od tego wszystkiego, chciałem być, tak jak one, niezależne i piękne, chciałem być, tak jak one, samotne, choć blisko siebie.
                      - A co ty tu robisz? – Nagle słyszę i widzę Magdę wracającą najprawdopodobniej z imprezy.
                      - Siedzę, nie widać.
                      - No właśnie widzę, ale normalni ludzie już śpią o tej godzinie a nie siedzą przed blokiem i gapią się w niebo.
                      - Normalni ludzie mówisz? Najwyraźniej jestem nienormalny, swoją drogą ty też jakoś nie śpisz.
                       - Tyle, że ja w przeciwieństwie do ciebie... a z resztą, mów, co cię gryzie.
                       Zapytała mnie i usiadła obok mnie na schodach. Nie czułem od niej, żadnego alkoholu, albo też męskich perfum. Najzwyczajniej w świecie siadła przy mnie i zapytała, co jest grane. Nigdy przedtem tego nie robiła.
                       - Wszystko jest w porządku – odpowiedziałem na odczepnego.
                       - Czy ja wyglądam na idiotkę? Powiesz sam czy mam z ciebie to wołami wyciągać?
                       - Tłumaczę ci przecież, że nic mi nie jest.
                       - Proszę cię, nie zachowuj się jak małe dziecko. Siedzisz już ponad tydzień zamknięty w pokoju. Po za tym, że jesz i srasz nic nie robisz. Przecież ty nawet się nie myjesz! Ty! Chodzi o twój wyjazd? Tak? Poznałeś kogoś? Zostawił cię?
                        - Przestań! Proszę.
                        -Trafiła kosa na kamień! Zamieniam się w słuch i uwierz mi nie ruszymy się stąd dopóki nie powiesz mi, o co chodzi.              
                        Miałem ściemniać? Brnąć w kolejne kłamstwo, przecież to byłby największy błąd. Z drugiej strony wahałem się jej tak o wszystkim powiedzieć, miałaby na mnie porządnego haka. Po namyśle stwierdziłem, że gorzej już chyba być nie może.
                        - Zostałem zgwałcony – wyjąkałem nieśmiało.
                        - Słucham? Że, co ty powiedziałeś?
                        Wstałem i chciałem szybko wrócić do pokoju, ale ta złapała mnie za rękę i ściągnęła na schody. Objęła mnie tak mocno, jak nigdy przedtem. Czułem jak oddycha. Jak drżą jej ręce, którymi obejmowała moje ciało. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, nie dziwie się jej też bym za pewne nie wiedział.
                        - Nic nie mów – wyszeptała po dłuższej chwili – jestem przy tobie – powtarzała i coraz to mocniej przyciskała mnie do swojej piersi.
                        Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę. Nie potrafiłem wypowiedzieć, żadnego słowa więcej. Magda najwyraźniej to odczuła i pomogła mi dojść do pokoju.
                         Szliśmy razem po schodach. Podtrzymywała mnie na każdym kroku, zupełnie jakbym był stary albo nie potrafił sam chodzić. Gdy dotarliśmy do mojego pokoju, zostawiła mnie tam i całując w czoło wyszła nie mówiąc już zupełnie nic.   
                         Rano przyszła bardzo wcześnie. Weszła do pokoju na paluszkach, żeby mnie nie obudzić. Przysiadała na moim łóżku i patrzyła, jak udaję, że śpię. Rozglądała się też po całym pokoju, jakby czegoś szukając. Po chwili wzięła mój telefon i spisała sobie coś do telefonu. Nie mogłem już udawać, więc szybko otworzyłem oczy.
                         - Czego szukasz w moim telefonie – zapytałem łagodnie.
                         - Spisywałam numer do Anety, bo gdzieś mi się zapodział – odpowiedziała z niepokojem w głosie – wstawaj wychodzimy! – Krzyknęła jakby naładowana jakąś energią.
                         - Ale gdzie Ty chcesz iść? Źle się czuję.
                         - Nie ściemniaj tylko się ubieraj, jedziemy do miasta na małe zakupy, biorę od ojca samochód.
                         Po raz kolejny doszedłem do wniosku, że nie ma, co dyskutować, bo i tak nie wygram. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i byłem gotowy do wyjścia.
                         Przez całą drogę nie zamykała jej się buzia. Nasłuchałem się o wszystkich wszystkiego! Dowiedziałem się o nowych kremach na cellulit i modnych w tym sezonie strojach bikini. Opowiedziała mi tak dokładnie o wszystkich imprezach z wakacji, że mam wrażenie jakbym był tam z nią. 
                         Wyluzowałem zupełnie na mieście, w końcu gej ma też coś z kobiety, a mianowicie szał zakupów. Z pewnością nie każdy, ale większość uwielbia nowe ciuszki itp..
                         Obeszliśmy wszystkie najlepsze butiki w mieście. Przymierzyłem chyba milion rzeczy. Poszliśmy na lody. Posiedzieliśmy na ławce w parku. Oderwałem się od myśli, od tego, co dręczyło mnie przez te wszystkie dni i noce. Dałem upust szaleństwu.         
                         Po powrocie czekała mnie kolejna niespodzianka. Na podwórku zobaczyłem auto Kuby. Spojrzałem na Magdę a ta tylko się uśmiechnęła i powiedziała.
                          - Nie możesz być teraz sam. Zadzwoniłam do niego jak się szykowałeś. Ukradłam numer z telefonu, kiedyś wspominałeś, że to twój najlepszy kumpel. Skoro ze mną trudno było ci pogadać może z nim będzie łatwiej.
                          - Dziękuję – odpowiedziałem wzruszony.   
                          Jakub czekał na mnie przed domem. Uściskałem go bardzo mocno na przywitanie i zaproponowałem spacer, bo tak najlepiej jest się wygadać w spokoju. Opowiedziałem mu wtedy wszystko bardzo spokojnie i z najdrobniejszymi detalami. Chciałem, żeby jak najbardziej mógł wczuć się w moją sytuację.
                             Od tamtego dnia odwiedzał mnie regularnie, wręcz nie dawał o sobie zapomnieć. Nie chciał żebym siedział sam i często wymyślał różne głupoty i dziwne wypady.
                              W ten sposób całe wakacje zleciały w mgnieniu oka, a ja z każdym kolejnym dniem starałem się zapomnieć o Międzyzdrojach i o Piotrku. 

czwartek, 6 października 2016

Na ryby





Rozdział VI
„Na ryby”


               Jednego roku ojciec zaproponował, że zabierze mnie i brata na ryby. Wyprosiłem od razu żeby mógł jechać z nami jeszcze Przemek. Miała być to taka męska wycieczka, bez mamy i siostry. Tylko my i natura. Szykowaliśmy się do tego wyjazdu od dobrych kilku dni. Od wędek przez ciepłe ubranie, śpiwory i duży namiot.
               Wyjazd zaplanowany był o świcie. Całą noc nie mogłem zmrużyć oka, czekając na pierwsze promienie słoneczne. Z niecierpliwością i ogromnym zapałem odliczałem każdą minutę, która to zdawała się być coraz dłuższa.
               Nie widziałem do ostatniej chwili, dokąd właściwie będziemy jechać, czy droga będzie długa i nudna, czy może wśród pięknych krajobrazów do malowniczo rozpostartej krainy. Miałem wtedy bujną wyobraźnię, w końcu byłem jeszcze dzieckiem.
                Kilka godzin trwała nasza podróż, zdawało się, że tata wywozi nas na koniec świata. Pozwolił mi trzymać mapę i śledzić drogę punkt za punktem, miejscowość za miejscowością.
                 - Kto ma ochotę na świeżą rybkę? – Pytał nas, co chwilę z uśmiechem na ustach, chcąc wzbudzić w nas, jak największy zapał tą wycieczką.
                 - My! – Wykrzykiwaliśmy wszyscy zgodnie.
                 Po dotarciu na miejsce pobiegliśmy nad wodę. Było tam pięknie! Jezioro było tak ogromne, ze nie widzieliśmy lądu po drugiej stronie. Dookoła las. Słychać było tylko szum drzew, śpiew ptaków i odgłosy żab, których było tam chyba tysiące.
                 Bardzo szybko i sprawnie przygotowaliśmy sobie nocleg. Nigdy w takim tempie nie rozłożyłem namiotu, ale cóż się dziwić, liczyła się każda minuta, żeby jak najszybciej znaleźć się na kładce i rozkładać wędki.
                 Słońce było wysoko na niebie, temperatura w cieniu dochodziła 30 stopni, ogarnęło nas czyste szaleństwo. Kiedy tylko ustawiliśmy nasze wędki rzuciliśmy się do wody, jak prawdziwi sportowcy. Nawet ojciec dał się porwać temu wariactwu.
                 Łowienie ryb było dla mnie czymś bardzo męskim. To hobby dla prawdziwego faceta. Pokochałem to, bo wszystko, co było związane z woda zawsze mi się podobało. Zamarzyłem sobie wtedy, że będę chciał pracować nad morzem, nie ważne gdzie, ważne by było tam dużo wody tak, że nie będę widział lądu po drugiej stronie.
                 Wieczorem po kolacji, poszedłem z Przemkiem nad mostek. Zabraliśmy ze sobą plastikową butelkę, stary marker i kawałek papieru toaletowego, bo nie było nic innego, na czym mogliśmy coś napisać.
                  Postanowiliśmy, że napiszemy tam nasze zwariowane życzenie, które będziemy chcieli spełnić w przyszłości i jeśli będzie to możliwe mamy sobie nawzajem pomóc.
                  Ja napisałem, że chciałbym pracować kiedyś nad morzem, chociaż kilka dni i przeżyć tam niezapomnianą przygodę swojego życia. Przemek napisał, że chce zrobić coś zakazanego ze swoim najlepszym przyjacielem, o czym nigdy się nie przyznają nikomu.
                    Podpisaliśmy się, a następnie wyrzuciliśmy butelkę daleko przed siebie. Fale porwały ją w mgnieniu oka i po chwili nie mogliśmy jej już zobaczyć. Zawarliśmy wtedy pewne przymierze o naszych marzeniach, nikomu tego nie wspominając.
                    Noc była chłodna. Zimny wiatr, smagał nas po gołych stopach. Nie chcieliśmy jednak wracać tak szybko do namiotu. Pierwszy raz byliśmy razem z Przemkiem tak daleko po za domem. Traktowaliśmy nasz wyjazd trochę, jak obóz.
                    Tata zawołał nas do środka. Trawa była mokra i wszystko to, co leżało na naszej drodze do namiotu przyklejało się nam do stóp. Zanim doszliśmy na miejsce mieliśmy umorusane nogi aż po kostki.
                     - No tak na pewno nie wejdziecie do środka – oznajmił ojciec.
                     - To zabierzemy klapki i pójdziemy nad wodę się umyć – zaproponowałem.
                     - Tylko zaraz widzę was z powrotem! 
                     - A moglibyśmy tak jeszcze trochę się powłóczyć? – Zagadnąłem.
                     - Dziecko, jest środek nocy i tak już dzisiaj długo siedzieliśmy na dworze, z samego rana wstajemy i zaczynamy łowić.
                     - No, ale tato! My wstaniemy, niewiadomo, kiedy będziemy mieli teraz taką okazję pobawić się w detektywów w nocy. Nie powiem mamie ani słowa.
                     Tato popatrzył na nas z litością, pokiwał głową i wypuścił z siebie powietrze jak stara lokomotywa.
                     - No dobrze, tylko nic matce nie mów, jakby się dowiedziała, że ja was puściłem... aaa – powiedział i machnął ręką wchodząc do namiotu.
                     Pobiegliśmy przed siebie. Księżyc rozświetlał nam drogę i rozpraszał nocne ciemności, co nie oznacza, że się zupełnie nie baliśmy, gdy tylko coś zaszeleściło w krzakach, wchodziliśmy sobie nawzajem ze strachu prawie na głowę.
                     Byliśmy głodni jakiejś przygody, każdy gówniarz chce w tym wieku przeżyć coś niezapomnianego a jednocześnie mrożącego krew w żyłach.   
                     Szliśmy najpierw ścieżką w lesie, później przy samym brzegu jeziora. Nie mam pojęcia, jak daleko byliśmy od naszego campingu, ale nie było go już widać od pierwszych trzech minut marszu, a zdawać by się mogło, że szliśmy co najmniej jakiś kwadrans.
                      Przemek zobaczył jakieś światło i słuchać było szum jeżdżących samochodów.
                      - Niedaleko musi być droga – powiedział.
                      Przykucnęliśmy w krzakach, bo zobaczyliśmy nadjeżdżający z drogi samochód jadący w stronę jeziora.
                      Nie widać było jeszcze słońca, ale zaczynało się już robić widno. W końcu były to wakacje.
                      Z auta wysiadł najpierw mężczyzna, mógł mieć około czterdzieści lat, był bardzo zadbany i przystojny.
                      Widać nie narzekał na brak gotówki, bo patrząc na jego samochód raczej nie powiedziałbym, że miał wcześniej jakiegoś właściciela po za salonem, z którego to auto musiało wyjechać.  
                      Zaraz za nim wysiadła młoda kobieta, której spódnica ledwie zakrywała majtki. Nie miałem pojęcia, kim może być i po co tu przyjechali.
                      Siedzieliśmy z Przemkiem bardzo blisko siebie. Bezszelestnie             i w bezruchu. Przyglądaliśmy się akcji, jaka potoczy się na masce tego samochodu, bo tam usiadł ten facet.
                      Dziewczyna zeszła niżej i rozpinała mu rozporek, przeszła do swojej pracy. Następnie zaczęli się pieprzyć w różnych dziwacznych pozycjach. Bez pocałunków. Mechanicznie, jak dwa zaprogramowane roboty wykonujące swoją czynność.
                      Była dziwką, ale skąd mogliśmy to wtedy wiedzieć. Teraz to wiem, bo po skończonej robocie dosyć głośno krzyknęła - To będzie pięćset! – Do jej klienta stojącego za samochodem i ściągającego gumkę ze swojego penisa.
                       Podszedł do niej, uniósł delikatnie jej głowę swoją ręką, pocałował w policzek, odsunął się delikatnie i z całej siły uderzył ją pięścią w twarz. Ta upadła na ziemię, a on na domiar tego kopnął ją mocno w brzuch i splunął na nią mówiąc – Mówiłaś, że połykasz szmato! – Wsiadł następnie do samochodu i odjechał.
                       Popatrzyliśmy się z Przemkiem na siebie i natychmiast stamtąd zwialiśmy. Byliśmy w takim szoku i tak ogromnej panice, że nie myśleliśmy nawet o tym, żeby podejść do niej i w jakiś sposób jej pomóc.
                       Nakręcaliśmy się wzajemnie, co chwila spoglądając na siebie ze łzami w oczach i przerażeniem namalowanym na twarzy.
                       Nie przyznaliśmy się ojcu do tego i nigdy nikomu nie powiedzieliśmy tej historii, sami nawet nigdy do tego nie wracaliśmy                            w naszych rozmowach.
                       Resztę wyjazdu przyświecała nam tylko jedna myśl, – „kiedy w końcu wrócimy do domu?!”.
                       Dlaczego o tym wspominam? Sam do końca nie wiem, ale czuje jakieś ogromne powiązanie z tym, co stało się ze mną, z nami później. Nasze życzenia z butelki spełniły się. Dostałem pracę nad morzem i przeżyłem tam historię swojego życia, której nigdy nie zapomnę. Przemek zrobił coś zakazanego z przyjacielem i nigdy nikomu nie powiedzieliśmy o naszym romansie.
                       A dlaczego wspominam o tej kobiecie? To głupie, ale sądzę, że tej nocy zobaczyliśmy naszą przyszłość, razem widzieliśmy, co będzie spełnieniem życzenia. Seks. W przypadku Przemka sprawdził się a w moim nawet w bardzo dokładny sposób, razem z gwałtem. Może to i głupie, ale ja wierzę gdzieś, że miało to jakieś swoje powiązanie.