czwartek, 6 października 2016

Na ryby





Rozdział VI
„Na ryby”


               Jednego roku ojciec zaproponował, że zabierze mnie i brata na ryby. Wyprosiłem od razu żeby mógł jechać z nami jeszcze Przemek. Miała być to taka męska wycieczka, bez mamy i siostry. Tylko my i natura. Szykowaliśmy się do tego wyjazdu od dobrych kilku dni. Od wędek przez ciepłe ubranie, śpiwory i duży namiot.
               Wyjazd zaplanowany był o świcie. Całą noc nie mogłem zmrużyć oka, czekając na pierwsze promienie słoneczne. Z niecierpliwością i ogromnym zapałem odliczałem każdą minutę, która to zdawała się być coraz dłuższa.
               Nie widziałem do ostatniej chwili, dokąd właściwie będziemy jechać, czy droga będzie długa i nudna, czy może wśród pięknych krajobrazów do malowniczo rozpostartej krainy. Miałem wtedy bujną wyobraźnię, w końcu byłem jeszcze dzieckiem.
                Kilka godzin trwała nasza podróż, zdawało się, że tata wywozi nas na koniec świata. Pozwolił mi trzymać mapę i śledzić drogę punkt za punktem, miejscowość za miejscowością.
                 - Kto ma ochotę na świeżą rybkę? – Pytał nas, co chwilę z uśmiechem na ustach, chcąc wzbudzić w nas, jak największy zapał tą wycieczką.
                 - My! – Wykrzykiwaliśmy wszyscy zgodnie.
                 Po dotarciu na miejsce pobiegliśmy nad wodę. Było tam pięknie! Jezioro było tak ogromne, ze nie widzieliśmy lądu po drugiej stronie. Dookoła las. Słychać było tylko szum drzew, śpiew ptaków i odgłosy żab, których było tam chyba tysiące.
                 Bardzo szybko i sprawnie przygotowaliśmy sobie nocleg. Nigdy w takim tempie nie rozłożyłem namiotu, ale cóż się dziwić, liczyła się każda minuta, żeby jak najszybciej znaleźć się na kładce i rozkładać wędki.
                 Słońce było wysoko na niebie, temperatura w cieniu dochodziła 30 stopni, ogarnęło nas czyste szaleństwo. Kiedy tylko ustawiliśmy nasze wędki rzuciliśmy się do wody, jak prawdziwi sportowcy. Nawet ojciec dał się porwać temu wariactwu.
                 Łowienie ryb było dla mnie czymś bardzo męskim. To hobby dla prawdziwego faceta. Pokochałem to, bo wszystko, co było związane z woda zawsze mi się podobało. Zamarzyłem sobie wtedy, że będę chciał pracować nad morzem, nie ważne gdzie, ważne by było tam dużo wody tak, że nie będę widział lądu po drugiej stronie.
                 Wieczorem po kolacji, poszedłem z Przemkiem nad mostek. Zabraliśmy ze sobą plastikową butelkę, stary marker i kawałek papieru toaletowego, bo nie było nic innego, na czym mogliśmy coś napisać.
                  Postanowiliśmy, że napiszemy tam nasze zwariowane życzenie, które będziemy chcieli spełnić w przyszłości i jeśli będzie to możliwe mamy sobie nawzajem pomóc.
                  Ja napisałem, że chciałbym pracować kiedyś nad morzem, chociaż kilka dni i przeżyć tam niezapomnianą przygodę swojego życia. Przemek napisał, że chce zrobić coś zakazanego ze swoim najlepszym przyjacielem, o czym nigdy się nie przyznają nikomu.
                    Podpisaliśmy się, a następnie wyrzuciliśmy butelkę daleko przed siebie. Fale porwały ją w mgnieniu oka i po chwili nie mogliśmy jej już zobaczyć. Zawarliśmy wtedy pewne przymierze o naszych marzeniach, nikomu tego nie wspominając.
                    Noc była chłodna. Zimny wiatr, smagał nas po gołych stopach. Nie chcieliśmy jednak wracać tak szybko do namiotu. Pierwszy raz byliśmy razem z Przemkiem tak daleko po za domem. Traktowaliśmy nasz wyjazd trochę, jak obóz.
                    Tata zawołał nas do środka. Trawa była mokra i wszystko to, co leżało na naszej drodze do namiotu przyklejało się nam do stóp. Zanim doszliśmy na miejsce mieliśmy umorusane nogi aż po kostki.
                     - No tak na pewno nie wejdziecie do środka – oznajmił ojciec.
                     - To zabierzemy klapki i pójdziemy nad wodę się umyć – zaproponowałem.
                     - Tylko zaraz widzę was z powrotem! 
                     - A moglibyśmy tak jeszcze trochę się powłóczyć? – Zagadnąłem.
                     - Dziecko, jest środek nocy i tak już dzisiaj długo siedzieliśmy na dworze, z samego rana wstajemy i zaczynamy łowić.
                     - No, ale tato! My wstaniemy, niewiadomo, kiedy będziemy mieli teraz taką okazję pobawić się w detektywów w nocy. Nie powiem mamie ani słowa.
                     Tato popatrzył na nas z litością, pokiwał głową i wypuścił z siebie powietrze jak stara lokomotywa.
                     - No dobrze, tylko nic matce nie mów, jakby się dowiedziała, że ja was puściłem... aaa – powiedział i machnął ręką wchodząc do namiotu.
                     Pobiegliśmy przed siebie. Księżyc rozświetlał nam drogę i rozpraszał nocne ciemności, co nie oznacza, że się zupełnie nie baliśmy, gdy tylko coś zaszeleściło w krzakach, wchodziliśmy sobie nawzajem ze strachu prawie na głowę.
                     Byliśmy głodni jakiejś przygody, każdy gówniarz chce w tym wieku przeżyć coś niezapomnianego a jednocześnie mrożącego krew w żyłach.   
                     Szliśmy najpierw ścieżką w lesie, później przy samym brzegu jeziora. Nie mam pojęcia, jak daleko byliśmy od naszego campingu, ale nie było go już widać od pierwszych trzech minut marszu, a zdawać by się mogło, że szliśmy co najmniej jakiś kwadrans.
                      Przemek zobaczył jakieś światło i słuchać było szum jeżdżących samochodów.
                      - Niedaleko musi być droga – powiedział.
                      Przykucnęliśmy w krzakach, bo zobaczyliśmy nadjeżdżający z drogi samochód jadący w stronę jeziora.
                      Nie widać było jeszcze słońca, ale zaczynało się już robić widno. W końcu były to wakacje.
                      Z auta wysiadł najpierw mężczyzna, mógł mieć około czterdzieści lat, był bardzo zadbany i przystojny.
                      Widać nie narzekał na brak gotówki, bo patrząc na jego samochód raczej nie powiedziałbym, że miał wcześniej jakiegoś właściciela po za salonem, z którego to auto musiało wyjechać.  
                      Zaraz za nim wysiadła młoda kobieta, której spódnica ledwie zakrywała majtki. Nie miałem pojęcia, kim może być i po co tu przyjechali.
                      Siedzieliśmy z Przemkiem bardzo blisko siebie. Bezszelestnie             i w bezruchu. Przyglądaliśmy się akcji, jaka potoczy się na masce tego samochodu, bo tam usiadł ten facet.
                      Dziewczyna zeszła niżej i rozpinała mu rozporek, przeszła do swojej pracy. Następnie zaczęli się pieprzyć w różnych dziwacznych pozycjach. Bez pocałunków. Mechanicznie, jak dwa zaprogramowane roboty wykonujące swoją czynność.
                      Była dziwką, ale skąd mogliśmy to wtedy wiedzieć. Teraz to wiem, bo po skończonej robocie dosyć głośno krzyknęła - To będzie pięćset! – Do jej klienta stojącego za samochodem i ściągającego gumkę ze swojego penisa.
                       Podszedł do niej, uniósł delikatnie jej głowę swoją ręką, pocałował w policzek, odsunął się delikatnie i z całej siły uderzył ją pięścią w twarz. Ta upadła na ziemię, a on na domiar tego kopnął ją mocno w brzuch i splunął na nią mówiąc – Mówiłaś, że połykasz szmato! – Wsiadł następnie do samochodu i odjechał.
                       Popatrzyliśmy się z Przemkiem na siebie i natychmiast stamtąd zwialiśmy. Byliśmy w takim szoku i tak ogromnej panice, że nie myśleliśmy nawet o tym, żeby podejść do niej i w jakiś sposób jej pomóc.
                       Nakręcaliśmy się wzajemnie, co chwila spoglądając na siebie ze łzami w oczach i przerażeniem namalowanym na twarzy.
                       Nie przyznaliśmy się ojcu do tego i nigdy nikomu nie powiedzieliśmy tej historii, sami nawet nigdy do tego nie wracaliśmy                            w naszych rozmowach.
                       Resztę wyjazdu przyświecała nam tylko jedna myśl, – „kiedy w końcu wrócimy do domu?!”.
                       Dlaczego o tym wspominam? Sam do końca nie wiem, ale czuje jakieś ogromne powiązanie z tym, co stało się ze mną, z nami później. Nasze życzenia z butelki spełniły się. Dostałem pracę nad morzem i przeżyłem tam historię swojego życia, której nigdy nie zapomnę. Przemek zrobił coś zakazanego z przyjacielem i nigdy nikomu nie powiedzieliśmy o naszym romansie.
                       A dlaczego wspominam o tej kobiecie? To głupie, ale sądzę, że tej nocy zobaczyliśmy naszą przyszłość, razem widzieliśmy, co będzie spełnieniem życzenia. Seks. W przypadku Przemka sprawdził się a w moim nawet w bardzo dokładny sposób, razem z gwałtem. Może to i głupie, ale ja wierzę gdzieś, że miało to jakieś swoje powiązanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz