wtorek, 20 września 2016

Między piekłem a piekłem







Rozdział V
„Między piekłem a piekłem”


             Czas pędził, jak oszalały. Niebawem zbliżał się koniec roku szkolnego, a każdy kolejny dzień przynosił nowe wyzwania, którym trzeba był sprostać. Nauki nie ubywało, a czas sprawdzianów i innych tego typu prac pisemnych, wyciskających z nas ostatnie poty był nieubłagany.
             Przez nadmiar nauki, coraz rzadziej wracałem na weekend do domu, co bardzo odbiło się na relacjach z Przemkiem. Właściwie nasza relacja zupełnie się rozpadła! Nie było miedzy nami jakiegoś pożegnania, po prostu wypaliło się to, co kiedyś nas tak łączyło, czyli seks. Najzwyczajniej w świecie, przestaliśmy się ze sobą spotykać i kontaktować. Gdy wracałem do domu, nie dawałem mu żadnych wieści, że jestem, nawet na siebie przypadkiem, nigdy nie wpadliśmy.
             Dla kogoś stojącego z boku, wydawać by się to mogło, co najwyżej nienormalne, ale ja się tym naprawdę zupełnie nie przejmowałem. To było, jak przygoda, która się skończyła. Prawdziwie długa, bo jak wiadomo trwająca kilka lat, jak i intrygująca i rozwijająca się. Bądź, co bądź zakończyła się fiaskiem.
             Zupełnie inna bajka, tak to dziś mogę nazwać, tyczyła się mojego przecudownego współlokatora Piotra. Wydawać by się mogło, że nadmiar treści szkolnych przytłoczy naszą przyjaźń, jednak w tym przypadku było zupełnie inaczej.
             Każdy jeden egzamin, nauka i stres z nim związany przybliżał nas do siebie. Wspólne siedzenie przy książkach, pocieszanie i trzymanie za rękę w trudnych dniach, to tylko nieliczne momenty, które zbliżały nas ku sobie.
             Pamiętam ten wyjątkowy majowy wieczór. Słońce chyliło się już ku zachodowi, niebo było malowniczo piękne, kolory dnia i nocy, czerwień i biel, błękit i róż mieszały się ze sobą. Jaskółki fruwały wysoko tańcząc jakby walca. Wiatr, jak na tę porę roku był nadzwyczaj chłodny, jednak nie psuł tak cudownego widoku.
             Siedziałem na balkonie obłożony dookoła książkami. Noc zapowiadała się być dla mnie długa, taki romans z biologią, czyli to, czego ostatnimi dniami miałem aż po dziurki w nosie.
             Analizując kolejne fazy ontogenezy zwierząt, poczułem, jakby ktoś za mną stał. Nie odwracałem się, tylko skupiony na nauce uczyłem się dalej. Po chwili jednak czyjeś ręce objęły moją szyję, a usta dotykały mojego karku. Delikatnie odwróciłem głowę, Piotrek spojrzał na mnie, uśmiechnął się i bez żadnych słów pocałował tak, jak nigdy. Ten pocałunek! On tak bardzo wyrył się w mojej pamięci, był wyjątkowy, nie da się opisać tego słowami.
             Okrył mnie kocem i usiadł naprzeciwko na jednym ze stosów książek. Położył ręce na moich kolanach zamykając w swoich dłoniach moje dłonie, wydawało mi się, że trzęsą mu się ze zdenerwowania, a może to był tylko ten chłodny wiatr. Patrzył mi prosto w oczy, ten wzrok, pamiętam go cały czas, taki, wystraszony a zarazem serdeczny, nawet nie mrugnął.
             Różne myśli przychodziły mi do głowy, że coś zrobił, że mnie zdradził, wiem, jak to brzmi, że chce skończyć ze mną. Serce podchodziło mi do gardła, kiedy tak patrzył i patrzył tymi oczyma na mnie, a ja sam już nie widziałem, o co może chodzić, co się wydarzyło, albo, co się wydarzyć może, za moment, za chwilę, kiedy tylko wypowie zdanie jedno jakieś pierwsze ustami swoimi.
             - No mów, że, o co chodzi! – Krzyknąłem nie wytrzymując już napięcia.
             - Mateusz... – powiedział zaciskając zęby – to wszystko idzie w złym kierunku, nie mogę tak dłużej.
             Poczułem jak oczy mi się powiększyły, żołądek owinął się chyba trzy razy wokół kręgosłupa, płuca szczelnie wypełniły się powietrzem i to uczucie jakby serce się zatrzymało a czas staną w miejscu.
             Boże nie jestem na to gotowy – pomyślałem. Niech to będzie żart, on nie może mnie zostawić, nie teraz! Dlaczego on nic nie mówi, do cholery, dlaczego on milczy?! Krzyczałem w środku, a nie potrafiłem wypowiedzieć ani jednego słowa głośno. W końcu zaczął kontynuować.
             - Nie chcę, żeby to się opierało na seksie. Potrzebuje cię! Ja cię kocham! Kocham! Rozumiesz?!
             Zamarłem.
             Łzy szczęścia, strumieniami wyciekały z moich oczu. Natychmiast rzuciłem się na niego, jakby opętany miłością. Nie obchodziło mnie nawet to, że ktoś nas może przyłapać, zobaczyć. Najważniejszy wtedy był on!|
             Tarzaliśmy się w książkach, bez przerwy całując, tak namiętnie, że aż traciłem oddech.
             W końcu złapał mnie za głowę, trzymając blisko mojej twarzy swoja twarz i delikatnym głosem zapytał.
             - To kochasz mnie, czy nie?
             - Od pierwszego dnia, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem, gdy wtoczyłeś do pokoju tą wielką walizkę! Już wtedy wiedziałem, że chcę cię kochać!
             Zamknąłem oczy i poczułem, jak krople łez Piotrka spadają na moją twarz otuloną jego dłońmi. A dreszcze przeszywały moje ciało, które choć chłodne z zewnątrz zadawało się być rozpalone od wewnątrz.
             - Kocham cię... – jeszcze raz wyszeptał mi do ucha. 
             Objął mnie bardzo mocno i podniósł z krzesła, na którym siedziałem. Złapałem go mocno za szyję i nogami oplotłem w pasie. Tuliłem go tak mocno, jak mała małpka przytula się do swojej matki.
             Położyliśmy się na łóżku, nadal objęci. Pamiętam, że zamknąłem wtedy oczy i czułem, że niczego wtedy mi więcej nie trzeba. Czułem się bezpieczny w jego ramionach, czułem się kochany w objęciach, czułem się atrakcyjny w każdym pocałunku.
              Rozpaczliwie walczyłem z własnym pragnieniem, gdy klękałem za Piotrem, przybierając odpowiednią pozycję. Szczęki odpowiedziały bólem na mocno zaciśnięte zęby, manifestację kurczowego powstrzymywania się przed wtargnięciem do tego oszałamiającego ciała i usiłowań pozostawienia Piotrkowi niezbędnej ilości czasu. 
              Dysząc, kurczowo łapałem powietrze, gdy pozornie nieprzenikniona bariera powoli ustąpiła, pozwalając mi zanurzyć się w kuszącej, mącącej zmysły ciasnocie. Przeniknęło mnie tysiąc różnych emocji, grzebiąc mnie żywcem pod mą niepowstrzymaną lawiną. Bębenki w uszach pękały mi od huczącego echa własnego pulsu. Mięśnie ramion, na których spoczywał cały ciężar mojego ciała, zadrżały, gdy odważyłem się zapuścić głębiej w jego wnętrze, aż do momentu, w którym otarłem się łagodnie biodrami o jego pośladki, dopełniając zjednoczenia. 
                 Piotr wygiął plecy w łuk i odrzucił głowę na kark. Nie licząc przyspieszonego oddechu, jego otwartych ust nie opuścił żaden dźwięk. Skóra pomiędzy łopatkami zaperliła się od pierwszych kropel potu. Natomiast ja, wiedziony wewnętrznym impulsem, pochyliłem się, by je zlizać, rozkoszując się znajomym, słonym smakiem na języku. Wszystko we mnie domagało się Piotrka: jego dotyku, woni, smaku, poczucia niezwykłej bliskości, zlania się z nim w jedno. Moje pierwsze ruchy były niepewne, a nawet odrobinę lękliwe. Wiedziałem z doświadczenia, że przyzwyczajenie się do uczucia wypełnienia i nieprzyjemnego kłucia wymagało kilku minut. Piotr jednak nie wydawał się potrzebować aż tyle czasu. Albo był po prostu bardziej niecierpliwy niż ja.                          Jęknął zachęcająco, ponętnie wypychając biodra w moim kierunku, wchłaniając mnie tym samym do swego wnętrza jeszcze bardziej. Strumień płynnego ognia w jednej chwili wypełnił moje żyły, zmuszając do wydania odgłosu przestrachu. Dokładnie czułem, jak pękają ostatnie fundamenty utrzymywanej z takim wysiłkiem samokontroli i poddałem się, porzucając ostatnie opory i ulegając woli własnego pożądania.
                   Zarysy otoczenia zaczęły rozmywać mi się przed oczami, gdy z jękiem na ustach wtuliłem głowę we wgłębienie szyi Piotra, dzikimi i nieokiełznanymi pchnięciami obejmując w swe posiadanie chętne, wijące się pode mną ciało. Zalewający mnie pot mieszał się z jego potem, każdy fragment mojej skóry zdawał się stać w płomieniach na myśl o tym, że jeszcze nigdy nie odczuwałem czegoś równie intensywnie. Stłumione jęki i bezsensowne słowa rozpłynęły się w ciszy otaczającej nas, pozbawionej wszelkiego znaczenia przestrzeni.
                  Moja dłoń sama sięgnęła pod biodra Piotra, obejmując jego gorącą erekcję i pocierając o nią w tym samym, narzuconym przeze mnie , szybkim rytmie. Jego stęknięcia przybrały na sile, przechodząc po zaledwie kilku chwilach w zduszony przez poduszkę krzyk. Ciepła, kleista ciecz wypłynęła spomiędzy moich palców , znacząco brudząc brzuch Piotrka i skłębione pod nim prześcieradło. Jaskrawe błyskawice zatańczyły mi za zaciśniętymi powiekami, gdy poczułem miarowe, silne skurcze otaczających mnie ciasno mięśni i dałem się porwać wirowi, rzucając się prosto na spotkanie zapierającego dech w piersi orgazmu, nieporównywalnego z żadnym innym, który przeżyłem do tej pory.
             Rano obudziło mnie delikatne muskanie po twarzy. Otworzyłem najpierw jedno później drugie oko i zobaczyłem stojącego przed sobą Piotra. Było jeszcze ciemno, ale przebijały się już pierwsze promienie słońca.
             - Wstawaj szybko, chcę cię gdzieś zabrać!
             - Ale przecież internat jest jeszcze zamknięty, co jeśli ktoś nas zobaczy – odparłem zaniepokojony.
             - Zaufaj mi, proszę – spokojnie odpowiedział.
             Zacząłem się pospiesznie ubierać. Piotrek wyszedł na balkon i zerkał, co chwilę, na jakim jestem etapie.
             - Kocie pospiesz się!
             - Już idę, już – powiedziałem.
             Cały czas nie wiedziałem, co on planuje. Myślałem, że chce gdzieś wyjść, ale chyba chciał siedzieć na balkonie skoro tam stał.
             - Jestem już gotowy – szepnąłem mu na ucho.
             - Masz lęk wysokości? – Zapytał.
             - A czemu mnie o to teraz pytasz?
             - Odpowiedz, a wszystkiego się dowiesz.
             - Raczej nie mam.
             - Widzisz tą drabinkę? – Zapytał wskazując palcem na drabinę pożarniczą.
             - No tak, widzę.
             - To teraz musimy stanąć na brzegu balkonu i skoczyć do tej drabinki, to wcale nie jest daleko, już to wypróbowałem kiedyś.
             - Jak to próbowałeś?   
             - Nie pora na wyjaśnienia, to długa historia. Dasz radę tam doskoczyć?
             - Raczej tak.
             - To ja może zrobię to pierwszy i będę cię asekurował z dołu.
             Nie była to nazbyt duża wysokość nawet, jeśli by się spadło, ale ostrożności nigdy za wiele.
             Udało mi się wskoczyć na drabinę i zejść, nawet ciszej jak Piotrkowi. W końcu jestem chłopcem ze wsi, więc nie takie zadania są mi straszne.
             Piotrek złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w zupełnie nieznane mi miejsce. Było jeszcze dość ciemno i mało, co widziałem.
             Mijaliśmy kolejno domy, podwórka, jakieś dziwne skrzyżowania, w końcu weszliśmy do jakiegoś lasu. Nie byłem pewien czy to park. Zaczynałem się potwornie denerwować i ściskałem go mocno za rękę, byłem zdany tylko na niego, bo mu zaufałem. Przypomniało mi się jak podobnie zaufałem Przemkowi, kiedy szliśmy razem przez stodołę i również trzymałem go za rękę.
             - Jesteśmy już prawie na miejscu – powiedział.
             Nic tu nadal nie widzę dookoła jakieś drzewa i krzaki i nic więcej, gdzie on mnie ciągnie zastanawiałem się z minuty na minutę coraz to bardziej. 
             Po chwili zobaczyłem taflę jeziora. Wokół panowała absolutna cisza. Słychać było tylko szum szeleszczących liści i odgłosy żab. Zbliżaliśmy się coraz bardziej. W końcu zobaczyłem jezioro w całej okazałości, było malowniczo piękne, jak na jakimś obrazie znanego artysty, który zadbał o każdy szczegół.
             - Jesteśmy – usłyszałem z jego ust.
             Z tego zachwytu nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. Piotruś stanął za mną i objął mnie bardzo mocno. Położył swoją głowę na moim ramieniu i szepnął mi do ucha.
             - Musimy jeszcze chwilę zaczekać.
             Nie zadawałem pytań, bo chciałem żeby to była do końca niespodzianka.
             Po chwili stania w bezruchu, znów mówił zacisznym głosem.
             - Zamknij na chwilę oczy, proszę. Jeszcze chwila, jeszcze moment.
             Nie bałem się już niczego, zapomniałem wówczas o całym świecie. Byliśmy tam tylko my i nikt inny.
             Czułem jak delikatnie, bardzo delikatnie, obrócił nas w lewo.
             - A teraz otwórz oczy!
             Otworzyłem i zobaczyłem najpiękniejszy widok na świecie. Wschód słońca, skąpanego w jeziorze. Jego delikatne promienie muskały nas po twarzy. Było ogromne! Czerwono-pomarańczowe. A jego blask odbijał się na wodzie.
             Odwróciłem się, złapałem go za kołnierzyk koszuli i przybliżyłem do siebie.
             - Kocham cię wariacie – powiedziałem i zaczęliśmy się całować.        
             - Chcesz być ze mną już na zawsze? – zapytał.
             Walczyłem ze łzami, co nie pozwoliło mi odpowiedzieć. Sądząc, że przyznaję mu rację, poderwał mnie ponad ziemię i obrócił wokół siebie. Położyliśmy się na brzegu jeziora. Nie przestając się całować rozbieraliśmy się wzajemnie.
             Całował mnie najpierw w usta, w kark następnie. Moje myśli osiągały już orgazm, a ciało zdawało się być rozpalone do tego stopnia, że nie ugasiłby go żaden kubeł zimnej wody.
             Był chyba trochę zdenerwowany, bo czułem jak drżą mu ręce, którymi dotykał mojego ciała. Zaczynając od twarzy i szyi aż po uda, które chwytał jak swoją zdobycz!
             Dotykałem go chyba wszędzie, gdzie się dało. Pieściłem, całowałem, gryzłem, lizałem.
              My nie uprawialiśmy tam seksu, jeśli by ktoś zapytał, my się tam kochaliśmy bez opamiętania! Dalszy ciąg nie wymaga komentarzy, może tylko tego, że ogólnie mówiąc, okazał się wspaniały. To stało się raz i drugi... Wydawałem z siebie intensywne krzyki rozkoszy, a Piotr pomruki, jakich jeszcze nie słyszałem. Gdyby tak ktoś przechodził niedaleko i słyszał te odgłosy, pomyślałby, że to kopulacja jakiś dzikich zwierząt.
              W pewnej chwili wytchnienia, kiedy łapaliśmy oddech, wpatrując się w niebo, usłyszeliśmy jakieś tykanie. Jakby budzik, zegarek albo jakiś stoper.
              - Cholera musimy iść, dochodzi szósta, niedługo otwierają internat! – wrzasnął.
              Mieliśmy raptem kilkanaście minut na dojście ukradkiem do naszego pokoju, przed tym, aż zrobi to nasz opiekun przychodząc nas budzić na śniadanie, tak jak robi to, co dzień.
              Oczywiście wszystko się udało, po za faktem, że w łóżku położyliśmy się w ubraniach, ale na nasze szczęście nic się nie wydało.  
              Miłość kwitła z dnia na dzień coraz bardziej i bardziej. Zapomniałem zupełnie o domu, cały czas będąc po za nim razem z ukochanym. Dopiero teraz zaczęliśmy się poznawać w życiu codziennym mając siebie tak blisko.
               Kuba oczywiście dowiedział się o wszystkim pierwszy, relacjonowałem mu wszystko z detalami, zastanawiając się po kilka razy czy aby na pewno o wszystkim mu powiedziałem. Pomimo mojego związku nasza przyjaźń trwała w nieustannie dobrych relacjach, a to dla mnie wówczas znaczyło bardzo wiele.   
               Wielkimi krokami zbliżał się koniec roku szkolnego, został tylko ponad tydzień, korzystając z okazji i barku lekcji, a przede wszystkim uczniów, wyrwaliśmy się z Jakubem na dłuższy spacer. Od jakiegoś czasu targały mną pewne obawy i potrzebowałem się poradzić i wygadać, a dobrze wiedziałem, że nikt nie wysłucha i nie doradzi mi tak jak on.       
                Spacerując od kilkudziesięciu minut w żartobliwym klimacie, postanowiłem poważnie porozmawiać.
                - Muszę ci coś powiedzieć – powiedziałem.
                - Coś się dzieje? – Szybko zareagował.
                - Chodzi o Piotra...
                - Pokłóciliście się?
                - Nie... ja się boje rozstania.
                - Ale, o czym ty mówisz? – Dociekał.
                - Zbliżają się wakacje, a dobrze wiesz, że nie mieszkamy z Piotrkiem od siebie kilka kilometrów, a internat będzie zamknięty...
                - Rozumiem twoje obawy, ale to nie powód, żeby dopuszczać do siebie takie histeryczne myśli! Pomyśl trochę bardziej pozytywnie, nikt was przecież nie przywiąże łańcuchem do łóżek na dwa miesiące. Mateusz, co zawsze mi powtarzałeś „liczy się spontan”, przecież możecie gdzieś razem wyruszyć, przygoda wam się przyda, równie dobrze możecie poszukać pracy. Jakkolwiek na to nie spojrzysz, zawsze znajdzie się jakieś wyjście!
                - No widzisz, i co ja bym bez ciebie zrobił? Niby to jest oczywiste, ale musiałem to usłyszeć z twoich ust!   
                Dzięki naszej rozmowie, a właściwie pogawędce na ten temat, wszystko jakby stało się jasne. Nie martwiłem się już, że odległość zniszczy nasz związek, który choć formalnie trwał od niedawna, to prawie rok.  |
                Gdy wróciłem do pokoju, Piotruś już na mnie czekał. Przywitał mnie, jak zawsze czule. Postanowiłem, również z nim porozmawiać o moich obawach.
                Szybko jednak dał mi do zrozumienia, że nie mam się, czym martwić i że razem coś wymyślimy. Najważniejsze to abyśmy byli zawsze blisko siebie, a wszystko się jakoś ułoży.
                Po dość długiej rozmowie na ten temat, postanowiliśmy, spędzić miłe popołudnie. Najpierw lody, mam na myśli te w lodziarni w mieście, zahaczyliśmy też i kino i wracaliśmy spacerkiem przy zachodzie słońca.
                Podświadomie czułem jednak, że to ostatnie takie nasze wspólne dni, popołudnia, wieczory i noce, ale nie chciałem mówić nic głośno.
                W nocy kochaliśmy się jakoś tak inaczej niż zwykle. Zupełnie jakbyśmy robili to razem pierwszy i ostatni raz. Ja oczywiście nie narzekam teraz, bo to był prawdziwie wyjątkowy seks, ośmielę się nawet twierdzić, że francuska miłość tej nocy mogła się przy nas schować. Tę noc zostawię jednak, chyba tylko sobie. Jest tylko jeden mały, ale najważniejszy szczegół tej nocy, coś, co zmieniło wszystko. Telefon.
                W chwili, gdy byłem pasywny i oboje osiągaliśmy już prawie orgazm, zadzwonił telefon Piotra. Oboje byliśmy zdziwieni, bo pora była dość późna, bo dochodziła druga w nocy. Szybko okazało się, ze to jego matka. Natychmiast przerwaliśmy, zaniepokojeni tym telefonem.
                - No odbierz! – Pospieszałem go.
                - Już! Moment! – Drżał ze strachu – słucham?
                Nastąpiła grobowa cisza. Piotrek odłożył telefon i spuścił głowę.
                - Nie, nie, nie kurwa, nie... – mruczał pod nosem.
                - Co się dzieje? – Zapytałem unosząc jego głowę do góry.
                Zobaczyłem łzy cieknące z jego oczu. Broda cała drżała.
                - Przepraszam... przepraszam cię... przepraszam... – wciąż to powtarzał tuląc się mi do piersi.
                - O co chodzi!? – Zapytałem podniesionym tonem.
                - Bo... ja ci o czymś... nie powiedziałem... – wyjąknął.
                Natychmiast wstałem z łóżka i zacząłem się ubierać.
                - Przepraszam – krzyczał ze łzami w oczach.
                - Powiesz mi do cholery, co jest grane?
                - Ojciec dostał robotę za granicą.
                - Od kiedy o tym wiesz?
                - Właśnie się dowiedziałem...
                - Pytam, od kiedy wiesz? – Zapytałem pełen wściekłości.   
                - Od 2 tyg., ale to jeszcze nie było wtedy pewne!
                - I co zamierzałeś postawić mnie przed faktem dokonanym, tak? Że niby jak to sobie wyobrażałeś, „Kochanie wyjeżdżam, koniec z nami” jadę z rodziną... właściwie to gdzie się wyprowadzacie?
                - Do Francji... – Odpowiedział zgaszonym głosem.
                - Zejdź mi z oczu! Rozumiesz? Zejdź mi z oczu!         
                - Mateusz, pozwól mi wytłumaczyć...
                - Daj mi spokój! – Rzuciłem kończąc się ubierać.
                Wyszedłem na balkon, a on za mną. Strał się mnie zatrzymać, łapiąc mnie za rękę, ale szybko się mu wyszarpałem i skoczyłem na drabinę.
                - Co ty robisz? Wróć! Porozmawiajmy. Proszę!
                Zupełnie go ignorując zszedłem z drabiny i biegłem gdzieś przed siebie. Nie wiedziałem, co mam robić, łzy strumieniami wylewały się z moich oczu a ja brnąłem nie oglądając się za siebie. W końcu zobaczyłem, że jestem w pobliżu bloku, w którym mieszka Kuba. Nie chciałem go niepokoić o tak późnej godzinie. Choć gdy pomyślałem sobie, jaką pogadankę zrobi mi, gdy mu to wszystko opowiem, a zwłaszcza to, ze byłem koło jego domu to lepiej żebym się odezwał. 
                Napisałem, więc smsa, uznałem, że to będzie najodpowiedniejsze, bo jeśli nie usłyszy to, chociaż nie będę miał wyrzutów, że się nie odezwałem.
                Nie minęło nawet 5 minut, jak zobaczyłem go idącego w moją stronę. „Świetnie!” – pomyślałem, jeszcze muszę go mieszać prawie o 3 w nocy w takie rzeczy.
                Opowiedziałem mu wszystko bardzo dokładnie, nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się u niego w domu i zdążyliśmy wypić herbatę. Uspokoił mnie i dał mi ochłonąć. Przykazał mi wrócić i na spokojnie porozmawiać rano, jak obydwoje wszystko sobie poukładamy w głowie.
                Zrobiłem, jak kazał. Poszedłem do internatu, dochodziła już 5 rano. Dyskretnie i po ciuchu wszedłem po drabinie i wskoczyłem na balkon. W pokoju nie było Piotra. Zacząłem się denerwować i do rana nie mogłem już zmrużyć oka.
                Gdy zszedłem na śniadanie, liczyłem, że go zobaczę, myślałem, że może przenocował u kogoś w pokoju, ale szybko zorientowałem się, że się myliłem. Głupie przecież byłoby zapytać, kogoś gdzie on jest, skoro to ja mieszkam z nim w pokoju. Po chwili ukradkiem usłyszałem, jak dwóch chłopaków zaczęło ze sobą rozmawiać m.in. jeden z naszych współlokatorów z pokoju obok.
                - A gdzie lowelas Piotrek? – zapytał jeden z nich.
                - Słyszałem, jak się w nocy gołąbki pokłóciły, a później przyjechali jego rodzice i go zabrali, jakoś po 4 było.  
                - O! Czyli koniec romansu?
                Nie mogłem już tego wytrzymać! Pobiegłem szybko do pokoju, zacząłem otwierać wszystkie szafki, oczom nie wierzyłem, gdy okazało się, że wszystko, co powiedzieli okazało się prawdą, nie było ani jednej nawet najmniejszej jego rzeczy w pokoju, zupełnie nic.
                Złapałem szybko za telefon, jednak pomimo kilkunastu prób połączenia się z nim, ciągle w słuchawce słyszałem „Abonent ma wyłączony telefon lub jest po za zasięgiem[…]”
                Łzy napływały mi do oczu, zacząłem cały dygotać, jakbym dostał jakiś wstrząsów elektrycznych. Usiadłem z wrażenia na ziemi. Płakałem, jak bóbr, nie mogąc się uspokoić, a jednocześnie myśl, że wszyscy o nas mówią przypierała mnie do muru. Miałem ochotę niczym desperat stanąć na krawędzi balkonu i skoczyć. Nic bym nawet nie poczuł! Wszystko skończyłoby się w mgnieniu oka, urwało, jak film tylko ze zmienionym końcowym napisem, zamiast „the end” pojawiłoby się „tu spoczywa”.
                Nie chciałem jednak stać bezczynnie, pobiegłem do Kuby, żeby mu wszystko powiedzieć, w końcu, to on jest w naszej przyjaźni mózgiem i może coś zaradzi.  
                 Siedzieliśmy bez słowa, zerkając, co chwile na siebie, czy może wpadł któremuś z nas jakiś pomysł do głowy. Po dłuższym czasie Jakub kazał mi jechać do domu, i tam na spokojnie pozbierać myśli. Nic nie robić pochopnie i uzbroić się w cierpliwość, bo tylko to mi wówczas pozostało.
                 Z racji tego, że był piątek, bez większego zawahania pojechałem w rodzinne strony.
                 Myśli nie dawały mi spokoju, nie mogłem wciąż tego pojąć, jak on mógł mi to zrobić? Starałem się być, opanowanym, jednak za bardzo to wszystko mnie przygniotło.
                 Cały weekend spędziłem w pokoju, nie miałem ochoty z nikim się spotykać, nie miałem ochoty spać, nie miałem ochoty jeść, nie miałem ochoty na nic… W międzyczasie wykonałem kilkanaście telefonów do Piotrka jednak wszystkie bezskutecznie.
                  Chwilami wracały jakieś myśli samobójcze, sam do końca nie wiem skąd to się wtedy we mnie rodziło, ale miałem najzwyczajniej ochotę wziąć jakiś sznur i iść do lasu, albo jeszcze lepiej, rzucić się z mostu prosto pod pociąg. Czułem się jakbym utracił duszę, jakby wyrwali mi ją i zaciągnęli w nieznane mi miejsce, gdzie nie mam dostępu. 
                  Dwa dni uciekły jeszcze szybciej niż myślałem. Po powrocie do internatu wszedłem do pustego pokoju. To było straszne uczucie. Zawsze o tej porze przy biurku siedział już Piotruś i czekał, witając mnie swoim pięknym uśmiechem i soczystym buziakiem.
                   Rozglądałem się po całym pokoju, jakby był mi zupełnie nieznany, mimo, że leżały dookoła moje rzeczy odnosiłem wrażenie, że nie ma tu jakiejś cząstki mnie samego.
                   Przysiadłem na swoim łóżku, objąłem głowę rękoma, wziąłem kilka głębszych wdechów licząc, że to mi jakoś pomoże. Mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu, w głowie powtarzałem sobie cały czas, ze mam dość i chce uciec byle daleko od tego wszystkiego.
                   Po chwili, zadzwonił telefon. Źrenice mi się powiększyły, gdy zobaczyłem, że dzwoni do mnie siostra Przemka. Co ona może ode mnie chcieć? – myślałem.
                    Była ostatnią osobą, jakiej telefonu mógłbym się wówczas spodziewać. Uspokoiłem emocje i odebrałem.
                   - Halo!
                   - Cześć Mateusz, Aneta z tej strony, słuchaj jest sprawa, a właściwie propozycja i wydaje mi się, że jest nie do odrzucenia.
                   - Poczekaj, poczekaj, ale, o co chodzi?
                   - Już ci tłumaczę, miałam jechać nad morze do pracy, tzn. jadę, ale nie w to miejsce, gdzie mi załatwiły koleżanki. Zaczynam kręcić. Od początku, szukałam pracy nad morzem i koleżanki mi też szukały i w sumie wyszło tak, że znalazłyśmy razem. Ja już miałam wszystko załatwione, ale one chcą żebym pracowała z nimi. Rozumiesz?
                   - Rozumiem, ale, co ja mam do tego?
                   - Szukam zastępstwa, szkoda, żeby się zmarnowało miejsce a dobrą kasę można wyrwać i to jeszcze w Międzyzdrojach w super lokalu.     
                   - No dobra, tylko, czemu akurat do mnie zadzwoniłaś, to Przemek nie chce jechać do pracy?
                   - Widzę, że chyba się trochę nie widzieliście, od tyg. ma nogę w gipsie, po za tym jest za młody i za głupi, a to on sam polecił ciebie.
                  - Przemek mnie polecił?
                  - A co w tym takiego dziwnego, chyba się przyjaźnicie cos tam nie? No dobra nie ważne, na miejscu musiałbyś być we wtorek czyli po jutrze. Szkoła kończy się w piątek, więc jak szybciej o trzy dni sobie zrobisz wakacje nic się nie stanie. Masz czas na decyzję do wieczora, zadzwoń, albo ja zadzwonię. Cholera! Policja stoi! Pa!
                  - Znowu gadasz przez telefon i prowadzisz auto?! Halo, ha..halo!
                  Jak mogłem sobie to wtedy tłumaczyć – to było, jak piorun z nieba! Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to zadzwonić do Kuby i mu wszystko powiedzieć. Sam nie chciałem podjąć takiej decyzji, a w końcu on prawdę mi powie czy to ma sens!
                  Na całe moje szczęście, bez zawahania powiedział, że mam jechać, co mnie bardzo ucieszyło, bo naprawdę spodobał mi się ten pomysł! Czułem w głębi serca, że to taka pewnego rodzaju ucieczka od samotności, od Piotrka, od domu…
                  Jeszcze tego samego dnia potwierdziłem swój wyjazd Anecie i wróciłem do domu żeby poinformować rodziców o moich wakacyjnych planach. Nie mieli nic przeciwko, bo w końcu mogłem zarobić sam pieniądze i zobaczyć, że nie jest to takie proste jak się wydaje, a nawet jeśli by się nie zgodzili to i tak bym pojechał.
                  Należało załatwić jeszcze sprawy związane ze szkołą i można by ruszać w trasę, jak najszybciej. Byłem ciekawy, co będę robił, jak to wszystko się ułoży.
                    Nazajutrz byłem już na miejscu. Zakochałem się w tym mieście od pierwszego spaceru po promenadzie! Duża plaża, ciepła woda, kultura ludzi na wysokim poziomie. Nie miałem jednak czasu na zwiedzanie tego pięknego miasta, od razu miałem ręce pełne roboty.
                  Moje lokum, bo trudno nazwać to pięknym domkiem nad piaszczystą plażą nieopodal miejsca pracy, było nieco zapuszczone. Żyłem w przekonaniu, że grzyby zbiera się w lesie a nie ze ściany, nie wspominając już o mieszkańcach tego domu, a mianowicie od mrówek, przez karaluchy i pająki. Zabrałem się od razu za gruntowne sprzątanie i dezynfekcję wszystkiego, co się dało. Po kilku godzinach domek wyglądał, jak coś, w czym da się mieszkać i przeżyć najbliższe dwa miesiące.
                  Do knajpy, gdzie pracowałem, miałem jakieś pół godzinki drogi. Zacząłem oczywiście od szmaty i zmywaka, ale szybko nabierałem wprawy w panujący tam rygor i niebawem znalazłem się przy kasie fiskalnej. Oj nie było łatwo, ale za wszelką cenę chciałem wypaść jak najlepiej. Wkrótce zacząłem być prawdziwym pizzermenem. Przyrządzanie tych wszystkich smakołyków sprawiało mi wiele radości, a każdy kolejny napiwek wywoływał uśmiech od ucha do ucha.             
                  Oderwałem się tam zupełnie od rzeczywistości, starałem się wyrzucić z głowy Piotra oraz całą tą chorą sytuację panującą w domu. Muszę przyznać, że natłok obowiązków, jakie tam miałem bardzo mi w tym pomogły. Oczywiście dość często śniły mi się różne sceny z tych ostatnich dni w internacie, dlatego szukałem pomysłu, żeby temu jakoś zaradzić.
                  Po upływie dwóch tygodni pracy, kiedy byłem już wprawiony w nową sytuację i poznałem już nieco lepiej Międzyzdroje postanowiłem założyć konto na portalu branżowym, dzięki któremu miałem znaleźć sobie kogoś, z kim w otwarty sposób, będę mógł porozmawiać o sobie. Dodałem kilka swoich zdjęć, w miejsce zamieszkania wpisałem oczywiście miasto mojego aktualnego pobytu, zaznaczyłem wszystkie swoje preferencje i czekałem aż ktoś się odezwie. Długo nie musiałem zwlekać, pierwszego dnia miałem już kilkanaście odwiedzin profilu i kilka wiadomości, które zawsze tyczyły się jednego – seksu.
                  Drugi dzień to kolejne propozycje niezobowiązującego seksu, ale w śród tych wiadomości była jedna inna. Poznałem chłopaka w moim wieku, przystojny, mądry, poukładany z celem w życiu, jakiego inni tu nie mieli. Pisaliśmy nocami, bo tylko wtedy miałem na to czas. Z niecierpliwością czekałem na każdą jedną wiadomość od niego. Po kilku dniach postanowiliśmy się spotkać.
                  W pracy poprosiłem o wolny wieczór, jak się okazało w pertraktacjach jestem tak samo do bani, jak mój ojciec i pozwolono mi wyjść dopiero po 23. Nic jednak nie mogło popsuć tego wieczoru. Po powrocie i szybkim prysznicu byłem gotowy do wyjścia. Umówiliśmy się w małym parku niedaleko oceanarium. Gdy dotarłem na miejsce czekał już na mnie na ławce. Z daleka można było już dostrzec, że się denerwuje. Podszedłem i przywitałem się.
                  - Cześć, Mateusz – powiedziałem podając mu rękę.
                  - Hej, Michał – odparł z uśmiechem.
                  - Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo, robiłem, co w swojej mocy, żeby dotrzeć tu jak najszybciej.
                  - Zawsze staram się przychodzić przed czasem. To, co idziemy? – zapytał pokazując mi spod bluzy butelkę wina.
                  - Z przyjemnością! – odpowiedziałem pełen ekscytacji w głosie.
                  - Mamy tam jakieś 15 min drogi – dodał.
                  - Jestem bardzo ciekawy, co to za miejsce, które jest owiane przez ciebie taką tajemnicą?
                  - Wkrótce się przekonasz – powiedział puszczając mi oczko.
                  Od tamtego momentu zapadła cisza. Czułem się strasznie dziwnie, bo pisaliśmy godzinami a raptem zabrakło nam języka w ustach.
                   Przyglądałem mu się bardzo uważnie, był jeszcze bardziej przystojny niż na zdjęciach, na dodatek pachniał nieziemsko! Szedł bardzo blisko mnie toteż czułem go bardzo wyraźnie. Od czasu do czasu nasze dłonie dotknęły się, gdy szliśmy i za każdym razem było to dla mnie jak rażenie prądem, wydaje się to dziwne jednak mnie się to podobało.
                   Wkrótce dotarliśmy na miejsce.
                   - Jesteśmy! – powiedział.
                   Była to jakaś dzika plaża. Nie wiem nawet, kiedy zdążyliśmy się tak oddalić od miasta i świateł, przez te moje rozważania zupełnie straciłem orientację w terenie. Dookoła panowała cisza, słychać było tylko szum fal. Księżyc zawieszony wysoko na niebie odbijał się na wodzie i rozświetlał nieco mroki nocy.
                    Michał wyciągnął z torby koc, po czym rozścielił go na piasku. Chwilę później na kocu znalazły się już lampki do wina i miseczka z truskawkami, przyznam, że bardzo mi wtedy zaimponował. Czekałem tylko na jakiś haczyk.
                     Usiedliśmy naprzeciwko siebie, po pierwszej lampce rozwiązały się nam nieco języki. Opowiedzieliśmy sobie o naszych byłych związkach, dowiedziałem się, że jest wolny od miesiąca. Czas upływał szybko tak jak alkohol z butelki. Po chwili mój nowy znajomy ze swojej magicznej torby wyciągną kolejną butelkę.
                     Czułem już po sobie, że jestem nieco podpity. Godziny pracy zrobiły swoje. Nawet powieki zaczęły delikatnie opadać mi na oczy, jednak humor nadal mi dopisywał.
                     Michał znacznie się do mnie przybliżył. Czułem jak zaczął dotykać mnie swoją dłonią po plecach i szyi, kiedy ja opowiadałem mu o akcji nad jeziorem z chłopakami. Niedługo potem, jego ręka zawędrowała na moje udo a następnie krocze. Drugą ręką przekręcił moją głowę w swoją stronę i patrzył mi się głęboko w oczy. Raptownie zaczęliśmy się całować, jakby na jakiś umówiony znak. Tarzaliśmy się na kocu, na piasku obejmując i całując a przy tym ściągając na zmianę swoje ubrania. Zaczęliśmy się kochać, najpierw łagodnie, następnie bardziej intensywnie. Był o wiele bardziej sprawniejszy ode mnie, dlatego był aktywny, ja niestety przegrałem z trunkiem i przyjąłem rolę pasywną.
                     Po seksie zdrzemnęliśmy się na pół godzinki. Obudziły nas pierwsze promienie słońca. Zaczęliśmy się ubierać i szykować do powrotu. Nie wiedziałem za bardzo, co powinienem mu teraz powiedzieć. Czekałem aż sam zacznie temat. Wracając zapytał:
                     - Jak stoisz finansowo?
                     - Mogłoby być lepiej, a czemu o to pytasz?
                     - Jesteś w tym dobry, mógłbyś tu dobrze sobie dorobić nocami.
                      Zamilknąłem, nie wiedziałem do końca czy to, co on do mnie mówi to prawda, czy jakiś nieudany żart. Jednak on kontynuował;
             - Dużo tu nadzianych gości, a na dupie można dobrze zarobić, nie pamiętam, kiedy się tak dobrze bawiłem. Trzymaj! – powiedział wyciągając z portfela 200 zł – to tak na dobry początek – dodał i wsiadł do taxi, która pojawiła się chyba z podziemi.
           Stanąłem w miejscu w bezruchu. Miałem wrażenie, że zaraz zemdleję z wrażenia. „Czy ja właśnie dałem dupy za pieniądze?” – pomyślałem w pierwszej chwili. Szedłem do swojego domku                        w jakimś amoku, nie wiedziałem, co tak naprawdę się stało. Gdy doszedłem na miejsce i usiadłem na łóżku rozpłakałem się jak małe dziecko, któremu ktoś zniszczył najcenniejszą zabawkę. Wciąż ściskałem coś w ręku, gdy otworzyłem dłoń zobaczyłem ten nieszczęsny banknot, nie minęła chwila, jak zemdlałem.
            Rano obudził mnie dźwięk budzika z telefonu. Wstałem z podłogi, byłem tak bardzo oszołomiony, że nie wiedziałem czy śniłem, czy wszystko to była prawda. Po chwili zobaczyłem leżący obok mnie papierek dwustuzłotowy. Natychmiast przeszyły mnie silne dreszcze, zupełnie, jakby ktoś przesuwał mi zimną kostkę lodu wzdłuż kręgosłupa.
             Nie miałem jednak czasu na dłuższe rozmyślanie, pora było zbierać się do pracy. Zdążyłem szybko się przygotować i z myć z siebie nocne wspomnienia.
             Dzień był wyjątkowo upalny. Nie było jeszcze 8 rano a powietrze było tak ciężkie, że nie można było złapać tchu.
             Od wejścia dowiedziałem się, że muszę nastawić się na tłumy ludzi, którzy wygrzewać się będą dziś na plaży w promieniach wakacyjnego słońca. Biegałem między magazynem a kuchnią, salą pełną gości i ławami na dworze, dwoiłem się, troiłem, ale wciąż roboty nie ubywało, co chwilę to inna rodzina zasiadała przy stole. Na zewnątrz ustawiały się ogromne kolejki w oczekiwaniu na wolny stolik, pot ciekł ze mnie, jak deszcz po parasolce w ulewny dzień. A zza pleców słyszałem tyko – „pospiesz się!, szybciej!”, chwilami miałem już tego naprawdę dosyć! Nie miałem chwili, żeby napić się wody. Wciąż na najwyższych obrotach!
              Około 15 niebo spowiły czarne, jak noc chmury. Wiatr wzmagał się z minuty na minutę. Lokal zaczął pomału pustoszeć a ludzie uciekali tłumem z plaży. Na reszcie! – pomyślałem. W końcu chwila wytchnienia. Dobra wiadomość – dziś już tylko sprzątanie, nikt już nie powinien przyjść, zbliżał się sztorm.
            Gdy wróciłem do domu, padłem, jak kłoda. Za oknem szalała straszna burza. A ja sam siedziałem zdany tyko i wyłącznie na siebie. Musiałem się czymś zająć. Wszedłem, więc na swoje konto i zobaczyłem tam mnóstwo wiadomości, wszystkie z nich to propozycje seksu za pieniądze. Starzy, młodzi, przystojni i trochę mniej. Wśród tych wszystkich ofert, była też wiadomość od Michała: „Załatwiłem Ci kilka ofert, dzięki za noc, pozdrawiam – Michał”.
             Straszny mętlik był wówczas w mojej głowie. Zacząłem się nad tym wszystkim dziwnie zastanawiać, wiedziałem, że jeśli powtórzyłbym taką noc upadłbym chyba na głowę, z drugiej strony zawładnęły mną pieniądze i chęć zrobienia na złość Piotrowi!
             Postanowiłem ostatecznie, muszę spróbować, dam radę, choć sumienie dręczyć mnie będzie do końca życia!
              Musiałem wybrać odpowiednią osobę, miałem tyle ofert, że było, w czym wybierać. Cel padł na młodego 26-latka. Wydawał się być bardzo nadziany. Długo nie musiałem czekać, powiedział, że może być u mnie za pół godziny, w tym wielkim afekcie zgodziłem się bez obaw.
               Przygotowania szły całą parą, od pokoju, po mnie samego! Denerwowałem się jak nigdy przedtem, w końcu ja nigdy nie umawiałem się z nikim na seks za pieniądze, bynajmniej będąc tego świadomy.
               O godz. 22:00 usłyszałem pukanie do drzwi. Serce podchodziło mi do gardła. Gdy otworzyłem, zobaczyłem bardzo przystojnego mężczyznę stojącego przed moim domkiem.
               - Cześć jestem Konrad – powiedział pewny siebie.
               - Cześć Mateusz.
               - Mogę?
               - Tak, proszę, wejdź.
               Nadal nie byłem do końca przekonany, czy to był na pewno dobry pomysł.
               Wszedł, rozglądając się po cały mieszkaniu.
               - Chcesz coś do picia? – zagadnąłem, chcąc wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
               - Jeśli masz coś zimnego, to poproszę – odpowiedział.
               Poszedłem do mojej małej kuchni zostawiając go samego w pokoju. Ręce drżały mi ze strachu.  Z nerwów nie mogłem odkręcić Coli, którą wyjąłem z lodówki.
               Gdy wróciłem, zobaczyłem go roznegliżowanego na moim łóżku. Miał na sobie same bokserki w świąteczne renifery, co mnie trochę rozbawiło.
                  - Rozbieraj się! – powiedział donośnym głosem.
                 Stanąłem jak wryty, jak posąg egipski. Ciało zupełnie odmówiło mi posłuszeństwa.
                - No dalej, dalej – popędzał mnie.
                Zacząłem ściągać spodnie, następnie koszulkę, robiłem to bardzo niezdarnie, gdyż nadal nie mogłem opanować nerwów.
               - Zacznij tańczyć!
               W tej chwili zupełnie zgłupiałem, o co mu chodzi? Mieliśmy uprawiać seks a nie bawić się w tańce erotyczne.
                - ale ja…
                - Tańcz mówię! – wykrzykiwał coraz głośniej.
                Zacząłem się wyginać i podrygiwać we wszystkie strony, czułem się, jak małpa w zoo. Brakowało tyko oklasków, albo rzucania w moja stronę bananów.
               Konrad był coraz bardziej podniecony moim „tańcem”. Po woli zsuwał z siebie bieliznę. Zobaczyłem wtedy ogromnego penisa, był cały nabrzmiały i gotowy do dalszej części przedstawienia.
               - Wskakuj na łóżko, moja dziwko!
               Nie mogłem chyba już nic zrobić, posłusznie, jak baranek wypełniałem każdą jego zachciankę.
               Gra wstępna nie była długa, od razu przeszliśmy do sedna. W międzyczasie kazał mi jeszcze wyłączyć światło, twierdząc, że razi go w oczy. Nasz klient nasz pan – pomyślałem. Powiedział, że mam położyć się na brzuchu. Złapał mnie mocno za włosy i kładąc się na mnie, pocierał swoim ogromnym sprzętem miedzy moimi pośladkami. Przez chwilę było to nawet przyjemne, do czasu, gdy coraz bardziej pociągał mnie za włosy i wydawał z siebie jakieś dzikie okrzyki podniecenia.
                Niedługo potem schodząc ze mnie i mocno klepiąc po pośladku zaczął szperać w swojej torbie. Szukał gumek – pomyślałem, jednak to było by chyba zbyt piękne. Wszedł znów na mnie i z całej siły wszedł we mnie tak bardzo gwałtownie, że poczułem łzy napływające do moich oczu. Był tak gwałtowny, że nie mogłem już tego znieść!
                   - Przestań! Skończ! – krzyczałem, jak głupi.
                   Był o wiele silniejszy nie mogłem nic zrobić.
                   - To dopiero początek, śpi słodko – powiedział przykładając mi chusteczkę do twarzy.
                   Obudziłem się razem ze wstającym słońcem, byłem tak bardzo obolały i posiniaczony, ze nie byłem w stanie usiąść. Dopiero po chwili doszło do mnie, co się tu wydarzyło. Zostałem uśpiony i zgwałcony.
                   Prędko wstałem i zacząłem się ubierać. Szukałem pieniędzy, jednak zamiast znaleźć je zobaczyłem mój portfel leżący na podłodze w przedpokoju – był pusty. Wszedłem do kuchni na lodówce leżała koperta zaadresowana „dla Mateuszka”. Przez chwilę pomyślałem, że tam jest moja zapłata. Otworzyłem i wystawał tam liścik napisany na czerwonej kartce, która była przybrudzona czymś lepkim.
              „Kochany Mateuszku! Nie sądziłem, że pójdzie mi z Tobą tak łatwo. Lubię takich chłopców, jak Ty. Młodzi, ciaśni, otwarci na nowe doznania, a z drugiej strony tak głupiutcy! Potraktuj to, jako niezapomnianą przygodę swojego życia. Kiedyś też byłem naiwny i w końcu udało mi się odegrać, a Ty mi w tym pomogłeś. Bałem się być z Tobą sam na sam, więc zaprosiłem kilku kolegów, też potrzebowali się trochę rozerwać na młodym mięsku. Zrobiliśmy też kilka fotek wspaniałym aparatem, żebyś mógł zobaczyć, co cię ominęło. Zdjęcia masz w lodówce, – czemu tam? Tak pikantne fotki potrzebowały się schłodzić. Pozdrawiamy tęczowo Chłopcy :*

4 komentarze:

  1. THIS IS AMAZING HISTORY!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko masz ogromy talent

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przesadzałbym z tym talentem, to tylko kilka słów historii :P
      Ale dziękuję ;)

      Usuń