Rozdział XII "PROLOG"
Tygodnie mijały w zawrotnym tempie. Nie byłem w stanie
zatrzymać czasu. Wraz z marcem wróciła zima. Jak co wieczór siedziałem skulony
na parapecie pokoju, obejmując ramionami kolana i wpatrując się w ciemny
dziedziniec internatu. Śnieg padał już od wielu godzin. Wiatr spychał na okna
grube, ciężkie płatki. Oddech znaczył
zimną szybkę kręgiem mgiełki.
- Na pewno nie chcesz pójść z nami? – dopytywała mnie
Alicja przez telefon po raz czwarty - Chyba nie zamierzasz siedzieć sam w
internacie w piątek wieczorem? Kuba i ja planujemy z kilkoma znajomymi małą
rundkę po knajpach. Na pewno będzie wesoło.
- Dzięki, ale nic nie wyciągnie mnie z domu w taką
pogodę.
- Powinieneś znów wyjść do ludzi — poradziła cicho.
- Same rozmyślania to na dłuższą metę
nic dobrego.
- Baw się dobrze – powiedziałem spokojnie, pomijając
sugestię Alicji - I pozdrów ode mnie
Kubę.
Niechętnie przyznaje się przed samym sobą do ulgi,
którą odczułem, gdy odłożyłem telefon. W zasadzie nie chciałem być opryskliwy,
zwłaszcza w stosunku do mojej przyjaciółki. Ale wieczór w pełnej dymu
papierosowego knajpie, w towarzystwie zupełnie obcych mi osób, był ostatnią
rzeczą, na którą miałem ochotę. Z drugiej strony samotność nie była szczególnie
kuszącą alternatywą, zważywszy fakt, że moje myśli ciągle krążyły wokół tego
samego tematu.
Minęło cztery i pół tygodnia od chwili, kiedy bez słowa
pożegnania opuściłem nad ranem mieszkanie Filipa. Cztery i pół tygodnia bez żadnego
znaku życia z jego strony. Wraz z każdym pozbawionym wydarzeń dniem narastały
we mnie niepokój i tęsknota za bliskością Filipa. Nie byłem jednak w stanie
zdobyć się na cokolwiek, co poprawiłoby moje nieszczęsne położenie. Letarg, w
który popadłem, trzymał mnie w zbyt
mocnym uścisku. I zbyt mocno dręczyło mnie poczucie winy.
Dochodziła dziewiąta, kiedy usłyszałem ponownie dzwoniący
telefon. Zaledwie przez ułamek sekundy pomyślałem o tym, że może to Filip, moje
myśli szybko zeszły na ziemię kiedy przypomniałem sobie o rundce w pabie Alicji
i Kuby, którzy po kilku głębszych kieliszkach potrafili wydzwaniać do mnie późno
w nocy. Wsłuchując się w dzwonek telefonu, przetarłem oczy i bez patrzenia na
ekran odebrałem telefon.
- Mateusz, cześć – powiedział jakiś męski głos
Przez chwilę zamarłem i z lekkim zawahaniem odpowiedziałem krótkie – hej!
Przez chwilę zamarłem i z lekkim zawahaniem odpowiedziałem krótkie – hej!
- Wróciłem! To znaczy wszyscy wróciliśmy i już tu
zostajemy – ponownie odezwał się ten sam męski głos pełen entuzjazmu. Ja nadal
nie wiedziałem z kim rozmawiam i czy przypadkiem nie jest to zwykła pomyłka.
Nie chciałem jeszcze dać tego po sobie poznać więc kontynuowałem rozmowę.
- Super, a jak było tam… gdzie byliście? –
powiedziałem szybciej niż pomyślałem.
- Francja jest piękna, ale brakowało mi Ciebie –
powiedział urywając w połowie, po czym po chwili dodał – tęskniłem.
Poczułem, jak adrenalina bolesnymi falami przelewa
się przez moje żyły. Przez kilka trwających całą wieczność chwil nie był w
stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu a co więcej wydać z siebie jakiegokolwiek słowa.
Piotr! Krzyczałem w głowie! To Piotrek! Wrócił! Fale gorąca uderzały mnie
naprzemiennie z zimnymi dreszczami przebiegającymi po moich plecach. Nagle
wszystko zaczęło wracać. Balkon, wyznania, miłość, ucieczka z internatu i seks
o wschodzie słońca nad jeziorem, telefon, jego pieprzony telefon w nocy, jego
wyjazd, jego pieprzony wyjazd, mój wyjazd do Międzyzdrojów, praca i to co mnie
tam spotkało, wróciło niczym bumerang w podmuchach wiatru. Wszystko mknęło mi
przed oczami jak jakiś film.
- Mateusz? Jesteś tam? Mateusz? – słyszałem w
słuchawce, co chwilę.
- Ale jak to wróciłeś?