wtorek, 4 kwietnia 2017

Prolog





                                           
                   


     Rozdział XII                                                                   "PROLOG"


Tygodnie mijały w zawrotnym tempie. Nie byłem w stanie zatrzymać czasu. Wraz z marcem wróciła zima. Jak co wieczór siedziałem skulony na parapecie pokoju, obejmując ramionami kolana i wpatrując się w ciemny dziedziniec internatu. Śnieg padał już od wielu godzin. Wiatr spychał na okna grube, ciężkie płatki. Oddech  znaczył zimną szybkę kręgiem mgiełki.
- Na pewno nie chcesz pójść z nami? – dopytywała mnie Alicja przez telefon po raz czwarty - Chyba nie zamierzasz siedzieć sam w internacie w piątek wieczorem? Kuba i ja planujemy z kilkoma znajomymi małą rundkę po knajpach. Na pewno będzie wesoło.
- Dzięki, ale nic nie wyciągnie mnie z domu w taką pogodę.
- Powinieneś znów wyjść do ludzi — poradziła cicho. -  Same rozmyślania to na dłuższą metę nic dobrego.
- Baw się dobrze – powiedziałem spokojnie, pomijając sugestię Alicji -  I pozdrów ode mnie Kubę.
Niechętnie przyznaje się przed samym sobą do ulgi, którą odczułem, gdy odłożyłem telefon. W zasadzie nie chciałem być opryskliwy, zwłaszcza w stosunku do mojej przyjaciółki. Ale wieczór w pełnej dymu papierosowego knajpie, w towarzystwie zupełnie obcych mi osób, był ostatnią rzeczą, na którą miałem ochotę. Z drugiej strony samotność nie była szczególnie kuszącą alternatywą, zważywszy fakt, że moje myśli ciągle krążyły wokół tego samego tematu.
Minęło cztery i pół tygodnia od chwili, kiedy bez słowa pożegnania opuściłem nad ranem mieszkanie Filipa. Cztery i pół tygodnia bez żadnego znaku życia z jego strony. Wraz z każdym pozbawionym wydarzeń dniem narastały we mnie niepokój i tęsknota za bliskością Filipa. Nie byłem jednak w stanie zdobyć się na cokolwiek, co poprawiłoby moje nieszczęsne położenie. Letarg, w który popadłem, trzymał mnie  w zbyt mocnym uścisku. I zbyt mocno dręczyło mnie poczucie winy.
Dochodziła dziewiąta, kiedy usłyszałem ponownie dzwoniący telefon. Zaledwie przez ułamek sekundy pomyślałem o tym, że może to Filip, moje myśli szybko zeszły na ziemię kiedy przypomniałem sobie o rundce w pabie Alicji i Kuby, którzy po kilku głębszych kieliszkach potrafili wydzwaniać do mnie późno w nocy. Wsłuchując się w dzwonek telefonu, przetarłem oczy i bez patrzenia na ekran odebrałem telefon.
- Mateusz, cześć – powiedział jakiś męski głos
Przez chwilę zamarłem i z lekkim zawahaniem odpowiedziałem krótkie – hej!
- Wróciłem! To znaczy wszyscy wróciliśmy i już tu zostajemy – ponownie odezwał się ten sam męski głos pełen entuzjazmu. Ja nadal nie wiedziałem z kim rozmawiam i czy przypadkiem nie jest to zwykła pomyłka. Nie chciałem jeszcze dać tego po sobie poznać więc kontynuowałem rozmowę.
- Super, a jak było tam… gdzie byliście? – powiedziałem szybciej niż pomyślałem.
- Francja jest piękna, ale brakowało mi Ciebie – powiedział urywając w połowie, po czym po chwili dodał – tęskniłem.
Poczułem, jak adrenalina bolesnymi falami przelewa się przez moje żyły. Przez kilka trwających całą wieczność chwil nie był w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu a co więcej wydać z siebie jakiegokolwiek słowa. Piotr! Krzyczałem w głowie! To Piotrek! Wrócił! Fale gorąca uderzały mnie naprzemiennie z zimnymi dreszczami przebiegającymi po moich plecach. Nagle wszystko zaczęło wracać. Balkon, wyznania, miłość, ucieczka z internatu i seks o wschodzie słońca nad jeziorem, telefon, jego pieprzony telefon w nocy, jego wyjazd, jego pieprzony wyjazd, mój wyjazd do Międzyzdrojów, praca i to co mnie tam spotkało, wróciło niczym bumerang w podmuchach wiatru. Wszystko mknęło mi przed oczami jak jakiś film.
- Mateusz? Jesteś tam? Mateusz? – słyszałem w słuchawce, co chwilę.
- Ale jak to wróciłeś?