czwartek, 8 września 2016

Różowa koszula – liceum


Rozdział IV
„Różowa koszula – liceum”

            
           Do września spotykaliśmy się z Przemkiem regularnie, jednak nasze spotkania stały się coraz rzadsze, gdy tylko rozpocząłem naukę w liceum. Wiązało się to również z zamieszkaniem w internacie.
           Dobrze pamiętam swój pierwszy dzień w nowym domu. Mieszkali tam tylko chłopcy. Żadnych dziewczyn, nie licząc kucharki Danuty, która była prawdziwą mistrzynią w swoim fachu. Pokoje były dwuosobowe i czteroosobowe. Mnie przytrafiła się dwójka. Byłem jednym z pierwszych mieszkańców, który dotarł na miejsce. Nowo otwarty internat mógł pomieścić tylko 25 osób, co też mnie cieszyło, z racji tego, że nie lubię tłumów.     
           Pokój nie był duży. Piętrowe łóżko, dwa biurka, kilka szafek i duże okno. Białe ściany sprawiały, że czułem się tam jak w psychiatryku. Zza okna widać było szare blokowisko i gromadę rozwydrzonych bachorów. Byłem tam od kilku minut i miałem już dość.
           Zacząłem się rozpakowywać. W pewnym momencie usłyszałem stukot kółek walizki jadącej na korytarzu. Przez chwilę zamarłem. Odgłos ten słychać było coraz bardziej i bardziej, już wtedy wiedziałem, że ta walizka dojedzie do mojego pokoju, długo nie musiałem czekać. Ktoś zapukał.
           - Proszę! – Powiedziałem.
           - Cześć! Wygląda na to, że będziemy razem mieszkać. Mam na imię Piotrek – dodał podając mi rękę.
           - Hej, jestem Mateusz.
           Stanąłem i po tym zdaniu nie mogłem nic z siebie wykrztusić. Wyobrażałem sobie jakiegoś kujona w sweterku i okrągłych okularach, Piotrek natomiast był wysokim brunetem o błękitnych oczach. Bardzo modnie ubrany. Czarujący uśmiech sprawiał, że pociłem się z wrażenia. Delikatny zarost dodawał mu uroku. Wpatrywałem się w niego nie ruszając się z miejsca, ten w między czasie rozgościł się w pokoju.
           - Wygodne łóżka. – powiedział kładąc się na jednym z nich.
           - To moje – z niepewnością w głosie dodałem.
           - No w sumie byłeś pierwszy, najwyżej będę sobie leżał czasem z tobą – z uśmiechem odpowiedział.
           Po raz kolejny ścięło mnie z nóg. Wiedziałem, że żartuje, jednak nie sądziłem, że będzie czuł się tak swobodnie. 
           - Spoczko, zawsze, kiedy będziesz tylko chciał. – odpowiedziałem z uśmiechem.    
           - A tak ogóle, do jakiej szkoły idziesz? – zapytał.
           - Do V LO na bio-chem, a ty?
           - No proszę ja idę do dwójki na medyczny, jak to dobrze mieć kogoś po fachu w pokoju. – dodał.
           - Dokładnie!
          Godziny upływały w zabójczym tempie. Coraz więcej osób zaczęło się zjeżdżać. Już wtedy wiedziałem, że nie wszyscy przypadną mi do gustu. Niektórych nie lubiłem już za samą twarz i cwaniakowaty wygląd.
           Wieczorem zbiórka w jadalni. Byli już wszyscy. Zaczęliśmy się przedstawiać, mówić, do jakiej szkoły idziemy i krótko opowiadać coś o sobie. Jedno wielkie przedstawienie. Po za Piotrem nie było tam ani jednego przystojnego rówieśnika, który wywarłby na mnie takie wrażenie.
           Cały wieczór moje oczy były wlepione w niego, jak w święty obrazek. Przyglądałem się każdemu grymasowi jego twarzy, bardzo dokładnie obserwowałem jego gesty. Każde jedno spojrzenie w moim kierunku kończyło się moim i jego uśmiechem. Przepełniała mnie ogromna radość, że właśnie ja będę z nim w pokoju, i będę miał go tylko dla siebie. Jeż wtedy postawiłem sobie za cel, że nasza znajomość nie skończy się tylko na zwykłym koleżeństwie.
           W pokoju znaleźliśmy się przed godz. 22. Przez chwilę panowała grobowa cisza. Jednak współlokator przerwał to milczenie.
            - Masz dziewczynę?
            - Nie, i nie zamierzam póki, co jej mieć. – odpowiedziałem z pewnością siebie.     
            - Widzisz, to dokładnie tak, jak ja...
            Mówiąc to spojrzał się na mnie z podejrzanym uśmiechem.
            - Nie sądzisz, że pora już na prysznic? – zapytał.
            - W sumie masz rację, jutro trzeba rano wstać.
            - To, co idziemy? – ponownie zapytał.
            Przez chwilę zaniemówiłem, analizując po raz kolejny jego pytanie – „idziemy?”, ale, że, co ja miałbym z nim w tej łazience robić. Mam z nim iść pod prysznic, umyć mu plecy, pomóc się rozebrać, czy może zrobić mu dobrze? Stałem z otwartymi ustami, jak posąg egipski.                
            - Chyba dziwnie to zabrzmiało? – dopowiedział po chwili – jak bym ci coś proponował – dodał i zaczął się śmiać.
            - Tak, dziwnie... – wyjąknąłem zmieszany.
            Piotrek wyszedł z pokoju do łazienki i wrócił chwilkę później w samych bokserkach. Udawałem, że na niego nie patrzę, jednak mimowolnie moje oczy zwracały się ku niemu. Jego ciało było cudowne, jakby pierwowzór doskonałego mężczyzny, ideału w moich oczach. Okno było uchylone i wpadające chłodne powietrze sprawiało, że miał gęsią skórkę. Chwilami chciałem rzucić się na niego, jak jakiś zwierz.    
            - Zapomniałem ręcznika – oznajmił.
            Zanim dotarła do mnie ta krótka informacja, już go nie było.
            Siedziałem sam, rozmyślałem o jutrzejszym dniu, jak będzie w nowej szkole, czy poznam kogoś ciekawego, czy znajdę tam jakiś przyjaciół. Z drugiej strony rozmyślałem o Przemku, co on teraz robi i czy o mnie, choć trochę myśli. Miałem ochotę się w niego wtulić, a po chwili pragnąłem pieprzyć się z nim bez opamiętania. Gdzieś przebiegała myśl o mamie, o tym jak radzi sobie z tą sytuacją w domu.
            Wszystkie te i inne rozważania przerwało wejście mojego nowego kolegi do pokoju.
            - Łazienka wolna – powiedział.
            - Super! To teraz czas, na mnie.
            Zabrałem rzeczy i poszedłem, kiedy jednak wróciłem, spostrzegłem, że Piotrek leży na moim łóżku. Odwrócony głową do ściany. Zupełnie nie zareagował na mój powrót. Leżał tak blisko krawędzi łóżka, że było miejsce dla drugiej osoby. Nie wiedziałem zbytnio, co mam robić. Zacząłem krzątać się po pokoju, delikatnie hałasując, chcąc zaznaczyć swoja obecność. Po chwili odwrócił się wystraszony.
            - Przepraszam, ja tylko na chwilę chciałem... i tak jakoś mi się chyba przysnęło – szybko zaczął się tłumaczyć.
            - Przecież nic się nie stało.
            - Już spadam do siebie!
            - Ale nie denerwuj się tak – uspokajałem go.
            - Ja tak tylko na chwilę i widzisz.. to po tej podróży...
            - Mówię, ze nic się nie stało, możesz tu spać spokojnie.
            - To już się posuwam! Przecież się zmieścimy.
            - Tzn., miałem na myśli, że się dziś możemy zamienić, no wiesz, łóżkami, ja będę spał na twoim, tak wyjątkowo.
            - Boże, jaki dureń ze mnie! Nie, nie już idę do siebie. Przepraszam jeszcze raz.   
            - No dobrze, jak chcesz, ale mnie to naprawdę nie przeszkadza.
            - Nie, już ok. Kolorowych snów! – krzyknął i rzucił się na swoje łóżko.
            - Kolorowych...
            Położyłem się, nakryłem kołdrą i w myślach powtarzałem przez kilka minut: ty debilu skończony. Co mi strzeliło do głowy? A mogłem z nim spać. Jaki ja jestem bezmyślny! Taka okazja! Pierwsza noc w nowym domu, a ja miałbym go w swoim łóżku. Spieprzyłem sprawę!
            Długo po tym nie mogłem jeszcze spać, plując sobie w brodę. Przynajmniej czułem jego zapach na swoim łóżku, może też nie do końca jego, co żelu do kąpieli, aczkolwiek pachniał nieziemsko.       
            Ranek dla nas obojga był bardzo nerwowy, stresowaliśmy się przed nową szkołą. Włożyłem garnitur, ułożyłem starannie każdy włos, dorzuciłem do całości nowy perfum i byłem gotowy do wyjścia.
            Chmury tańczyły na niebie walca, i co jakiś czas dały przedrzeć się słońcu. Zanim jednak doszedłem na miejsce, zaczęło padać.
            Szedłem tam jak na ścięcie. Serce podchodziło mi do gardła z nerwów. Tłum ludzi stał przed szkołą. Bałem się podnieść głowę i patrzeć im w oczy. Choć nie widziałem ich twarzy czułem wzrok wszystkich na sobie.
            Gdy wszedłem do budynku, kierowałem się prosto do auli. O dziwo nie było tam jeszcze prawie nikogo, prócz nauczycieli plotkujących między sobą. Zdziwił mnie również brak krzesełek. Były za to porozstawiane kartki, na których napisana była każda klasa wraz z wychowawcą.
           Odszukałem swoją klasę, stał tam jakiś chłopak. Podszedłem, więc żeby się przywitać.
           - Cześć, jestem Mateusz.
           - Cześć, a ja Kuba – odpowiedział pełen zdenerwowania w głosie.
           - Wychodzi na to, że będziemy w jednej klasie.
           - Na to wygląda. Jezu, jak ja się boję! Ty też?
           - Nawet nie wiesz, jak bardzo – odpowiedziałem.
           - Z tego, co słyszałem, jest nas niewielu.
           - A, co masz na myśli, bo nie do końca rozumiem?
           - W sensie nas chłopaków, tylko 4 i same dziewczyny w liczbie 23, będzie się działo, taki babiniec. –Powiedział ze śmiechem.
           - Może być ciekawie.
           W jednej chwili zaczęły schodzić się tłumy. Do klasy zaczęły dołączać, co rusz to nowe twarze. Każdy się przedstawiał, ale już po chwili nie pamiętałem, żadnego imienia po za Kubą i kilkoma ślicznotkami. W końcu przyszedł też i wychowawca. Myślałem, że będzie to facet, bo tak było napisane na tej kartce, jednak podeszła jakaś młoda, niska, niczego sobie kobietka. Powiedziała cos w stylu „witajcie”, jednak w tym zgiełku nie dało się nic usłyszeć.
           Zaczęła się jakże nudna część całej ceremonii. Przemowy dyrektorów, burmistrza, rodziców, ogólnie to, co uczniów najbardziej nudzi. Z całego tego przedstawienia, bo tak to nazywam zapamiętałem tylko imię i nazwisko naszej mentorki, a dokładnie Magdalena Wysoka. Nie ukrywam, że bardzo mnie to rozbawiło, i nie tylko mnie, chyba wszystkich w klasie. Patrząc na nią bardziej pasowałoby do niej nazwisko Karzeł, ale nie Wysoka. Przynajmniej mnie to rozbawiło i od razu się rozluźniłem.
           Zupełnie inna akcja działa się w klasie. Najbardziej przerażające dla mnie było czytanie listy obecności. Pozornie, co w tym strasznego, ale kiedy usłyszałem Kaczmarek Mateusz, po czym wstałem z miejsca i patrzyło na mnie dwadzieścia siedem par oczu. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Zupełnie obce dla mnie wówczas twarze mierzyły mnie od stóp do głów. Do dziś pamiętam to dziwaczne uczucie.
           Rozdanie planów lekcji, mały instruktarz poruszania się po szkole i jakieś gadanie o przepisach BHP, wszystko wpadło jednym uchem i wypadło drugim. Nie wiem nawet, kiedy nasza wychowawczyni powiedziała do widzenia, dziękuję. Zauważyłem tylko jak wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia.
           Jakub podbiegł do mnie na korytarzu i złapał za ramię.
           - Zaczekaj! I jak wrażenia? Chyba będzie fajnie nie? Jutro na dziewiątą do szkoły, aż siedem lekcji. W dodatku dwa w-f. Jak ja nienawidzę ćwiczyć, a już nie wspomnę o piłce nożnej. A skąd ty jesteś w ogóle, nawet nie zapytałem? Uczył się ktoś od ciebie tutaj, bo moja mama tu kiedyś chodziła i wiesz jest taki facet od matmy niezrównoważony podobno jakiś psychol! I chyba będziemy mieli z nim lekcje. A jutro jest matma. Ja to tam się nie boję, bo miałem piątkę, a ty? A miałem jeszcze zapytać, dojeżdżasz czy jesteś stąd, bo jakoś cię nie kojarzę?
           - Czekaj! – krzyknąłem – powoli, bo nie nadążam, połowę z tych pytań już nawet nie pamiętam.
           Ten chłopak to prawdziwy żywioł pomyślałem w pierwszej chwili. Już od tamtego momentu go polubiłem. Wiedziałem, że wiele nas łączy, a to się po prostu czuje.   
           Tygodnie w tych murach mijały w zadziwiającym tempie. Z dnia na dzień czułem coraz większe przywiązanie do klasy. Dużym zaskoczeniem dla mnie były klasowe wybory, w których wyniku zostałem zastępcą szefa. Poczułem się wtedy prawdziwie zaakceptowany przez klasę, ale wiedziałem również, ze tym samym obdarzyli mnie ogromnym zaufaniem. Jeszcze wtedy nikt o mnie nie wiedział.
           Z Kubą potrafiliśmy gadać godzinami i nigdy tematy się nam nie wyczerpywały. Coraz bardziej mu ufałem. Kręciły nas te same rzeczy i zawsze myśleliśmy podobnie. Nie byłem jednak na tyle odważny by już wtedy powiedzieć mu, kim tak naprawdę jestem, i co czuję, gdy patrzę na mężczyzn. Prawdę mówiąc, rzadko, kiedy wchodziliśmy na temat związków, tudzież podobnych tematów. To było coś w stylu rozkręcającej się wspólnej przygody, która stawała się być coraz to bardziej ciekawsza. Nigdy nie odmówiliśmy sobie pomocy i zawsze się we wszystkim wspieraliśmy.
           Nie tylko z nim jednym miałem tak dobry kontakt. Alicja i Kamila również bardzo mnie polubiły. Razem we czwórkę tworzyliśmy tzw. paczkę, która zawsze razem się trzymała. Dziewczyny różniły się między sobą wszystkim. Od wyglądu przez ubiór, charakter po zainteresowania, jednak było coś, dzięki czemu razem stawaliśmy się nierozłączni, tak jak się łączy stal z betonem tworząc ogromne konstrukcje, tak my w klasie byliśmy jedną z takich budowli.      
           Bardzo często targały mną wyrzuty sumienia, że po mimo naszej przyjaźni, wciąż nie byłem z nimi do końca szczery. Ilekroć sobie o tym pomyślałem, czułem się kłamcą, to tak jakbym fałszywie zeznawał.
           Pamiętam dokładnie jak pewnego razu, Kamila siedziała ze mną na ławce przed szkołą. Strasznie wiało, a ja wtedy przykryłem ją swoją kurtką. Patrzyła się na mnie inaczej niż zawsze, co wzbudziło we mnie pewne obawy. Zapytałem więc:
           - Czy coś się stało?
           - Nie, dlaczego pytasz?
           - Widzę, że masz mi coś do powiedzenia.
           - Może i mam, ale to nie odpowiednia pora.
           Zacząłem się coraz bardziej denerwować, nogi dygotały mi ze strachu, a chłodny wiatr muskał mnie po plecach, co sprawiało, że dostawałem dreszczy.
           - Skoro jesteśmy przyjaciółmi, to chyba możesz mi powiedzieć wszystko – powiedziałem.
           - Ale, sama nie wiem czy dobrze myślę... to głupie.
           - Powiedz mi proszę o co chodzi. – nalegałem.
           - Ale nie będziesz zły, jeśli to, o co zapytam nie dotyczy się ciebie?
           - Obiecuję, że nie będę.
           - Nie wiem jak mam to ująć, czy ty lubisz chłopców?
           Poczułem, natychmiast, że zrobiły mi się wypieki na twarzy. Nie spodziewałem się takiego pytania, myślałem, że zapyta o coś zupełnie innego, sam nie wiem, o co, ale nie o to, tylko nie o to! Byłem przerażony. Nie potrafiłem wydobyć z siebie ani słowa. Wiedziałem, ze milczenie w tym przypadku, też nie jest dobre wiec mimowolnie powiedziałem:
           - Nie! Skąd ci to przyszło do głowy?
           - Miałeś się nie denerwować!
           - Nie denerwuję się, ale zaskoczyłaś mnie tym pytaniem.
           - Po prostu zastanawiałam się już od dawna, to widać, po zachowaniu, gestach, po rozmowie, jak chociażby cały czas nawijasz o Piotrku, z którym mieszkasz nie wspominając już o wyglądzie a głównie ubiorze.
           - Nie, nie jestem gejem i możesz to sobie wbić do głowy! – wykrzyczałem i pobiegłem do szkoły.
           Strasznie mnie wtedy poniosło. Nie panowałem nad swoimi emocjami. Czułem się potwornie źle. To tak jakby wszyscy dookoła już wiedzieli. Gdy szedłem korytarzem, miałem wrażenie jakby wytykano mnie palcami, jak gdyby się ze mnie wszyscy naśmiewali. Zacząłem biec do łazienki. Z tego wszystkiego łzy zaczęły napływać mi do oczu. W tym amoku nie spostrzegłem, że ktoś wychodzi z łazienki i nagle poczułem, że prawie kogoś staranowałem. Ze strachu zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem zobaczyłem, że to Kuba. Popatrzył na mnie i zapytał:
           - Gdzie ty tak biegniesz? Ty płaczesz?
           - Nie, oczy mi łzawią, bo byłem na dworze, przepraszam, ale musze iść.
           - No ok, powiedzmy, że ci uwierzę.
           Stanąłem przed lustrem i zacząłem się sobie dokładnie przyglądać. Moja super modna fryzura, przypominała mi uczesanie największego geja na świecie. Obcisłe rurki, trampki i koszula wpadająca w róż. Stałem i pierwszy raz przyglądałem się sobie w ten sposób. Dopiero teraz zobaczyłem, jak ja wyglądam. Nikt wcześniej mi tego nie uświadomił. Myślałem, że jestem jak wszyscy w tej szkole, ale okazało się, jednak, że nie.         
           Zadzwonił dzwonek na lekcję, a ja wciąż nie wychodziłem. Zastanawiałem się jak to się właściwie zaczęło. To Piotrek wymyślił mój nowy fryz! To z nim chodzę na zakupy i to on mi pożycza ciuchy!               
           Ponownie, jakby fala zdarzeń uderzyła w moją świadomość. Stałem nieruchomo, nie spuszczając siebie z oczu. Widziałem tylko, jak moja twarz zmienia kolory, raz byłem czerwony a za chwilę bladłem, jak ściana.
           Gdy zgiełk na korytarzu ucichł, wyszedłem i zobaczyłem Kamilę siedzącą przy ścianie i czekającą na mnie.
           - A ty nie na lekcji? – zapytałem
           - A ty? – zapytała z uśmiechem – przepraszam nie powinnam była tak mówić - dodała
           - Nie to ja przepraszam, zachowałem się jak typowy facet, a przecież nie jestem typowy.
           Kamila spojrzała na mnie, źrenice powiększyły jej się w mgnieniu oka, delikatnie się uśmiechnęła, po czym złapała mnie za rękę, pocałowała w policzek i szepnęła do ucha.
           - Wiedziałam, że jesteś inny, i to w Tobie pokochałam.
           - Dziękuję –powiedziałem ze wzruszeniem w głosie.
           - Oczywiście to zostanie między nami – dodała.
           - Dziękuję ci za wszystko.
           Po tej krótkiej rozmowie postanowiliśmy się urwać już z lekcji. Spacerowaliśmy po parku, zjedliśmy mały obiad w pierogarni. Dosłownie nie mogliśmy się ze sobą nagadać. Poczułem, się wtedy całkowicie zaakceptowany, choć nie byłem jeszcze wtedy gotowy na większy rozgłos.
           W myślach miałem wciąż Piotrka. Gdy wróciłem już do internatu dużo na tym wszystkim rozmyślałem. Katorgą było czekanie na niego, że też w ten dzień to musiało mieć miejsce.
            W każdy czwartek Piotrek odwiedzał swoją babcię i później zaliczał jeszcze korki z angola. Przychodził, późnym wieczorem, a tego dnia wyjątkowo się spóźniał.
            Po godz. 23 wszedł do pokoju cały zdyszany i mokry od deszczu.
             - Cholera uciekł mi ostatni autobus i musiałem na pieszo iść przez całe miasto i jeszcze na dodatek złapała mnie ta ulewa.
             Patrzyłem na niego, ale się nie odzywałem. Czułem, że wewnątrz cały dygocze z podniecenia, gdy zaczął się rozbierać. W głowie przelatywał jakby film, w którym widziałem siebie, jak cieszę się z każdego jego powrotu. Nie spostrzegłem nawet, kiedy wyszedł pod prysznic. Gdy wrócił, stał przede mną w samych bokserkach.
             - Jakoś dziwnie na mnie patrzysz? – zapytał.
             Zeskoczyłem z łóżka i stanąłem przed nim. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, które wydawały się mnie hipnotyzować. Moje całe ciało, było aż rozpalone. Stałem i nie wiedziałem co mam robić, w  końcu powiedziałem.
             - Piotruś, ja wszystko wiem i chciałem...
             Gdy kończyłem zdanie, położył mi swój palec na ustach.
             - Nic już nie mów – dodał.
             Zaczęliśmy się namiętnie całować, jak para, która nie widziała się od miesięcy. Był delikatny, a zarazem bardzo męski. W końcu złapał mnie mocno i rzuciliśmy się obydwaj na łóżko. Myślałem, że zacałujemy się tam na śmierć. Nie potrafiliśmy przestać, w pewnym momencie, zaczęliśmy się wyrwać jeden drugiemu, aby tylko całować tego drugiego. Nic już nie mówiliśmy, tylko byliśmy blisko w swoich objęciach.
             Poczułem, jak delikatnie zsuwał moje slipy, więc zacząłem robić to samo. Nawet na chwile nie przestawał mnie całować. Czułem się wówczas niczym tykająca bomba, która ma zaraz wybuchnąć. Wiedziałem, ze to dopiero początek, że wszystko jeszcze przed nami.
             - Mogę? – zapytał.
             Przyznaję, że nie wiedziałem, o co mu wtedy chodzi, jednak bez zastanowienia odpowiedziałem.
             - Tak!
             Leżał na mnie, po chwili zgiął moje nogi. Sam usiadł jakby w pozycji klęczącej. Przybliżał moje ciało do swojego, niedługo potem zorientowałem się, o co mu chodzi. Przybliżyłem się na tyle bardzo, że czułem, że jest pode mną. Podniósł mnie, a ja niczym torreador dosiada byka, dosiadłem jego.
             Obydwaj wykonywaliśmy ruchy. Czerpałem z tego ogromną przyjemność. Nasze ciała były blisko siebie, mogliśmy patrzeć sobie w oczy i się całować.  Co jakiś czas któryś z nas głośniej zajęczał z rozkoszy.
             Nie mogliśmy być za głośno, bo tuż za ścianą, mieszkali inni lokatorzy. To było, jak przestępstwo, jak zerwanie zakazanego owocu.
             Był ogromny! Miałem wrażenie, jakby wchodził we mnie całym sobą. Czasem odginałem się do tyłu wspierając rękoma, a on wtedy przyspieszał tempo. W końcu, gdy znów tak zrobiłem, swobodnie mógł dosięgnąć mojego członka ustami. Gdybym powiedział, że było to miłe, skłamałbym, to było nieziemskie uczucie. W jednej chwili odczuwałem jego głęboki, ale delikatny ruch w głąb mnie oraz to jak pieścił językiem moje przyrodzenie.
             W końcu zacząłem czuć, że zaczynam dochodzić. Miałem ochotę krzyczeć z rozkoszy. Piotrek złapał go w dłoń i bardzo szybkimi ruchami w górę i w dół, sprawił, że ogromna dawka spermy znalazła się na jego torsie.
             Było to dla mnie, jak wybuch wulkanu!
             Niedługo pomnie doszedł i on, kończąc we mnie. Mógłbym tak cały czas bez końca. Nie pamiętam nawet, kiedy zasnęliśmy. Było mi tak cudownie ciepło, czułem się bezpieczny w jego ramionach.
             Na drugi dzień, gdy się przebudziłem, nie mogłem oderwać od niego oczu. Spał, był taki słodki! Delikatnie dłonią dotykałem go wpierw po ramieniu, później po plecach, szyi, twarzy. Był taki wspaniały! Nigdy przedtem nie czułem tego, co czułem, gdy patrzyłem na niego. To uczucie, o którym nie da się opowiedzieć, to było coś więcej niż zauroczenie, to było cos więcej niż przelotny romans, to było coś więcej.
             Był piątek, więc jak zawsze, zjeżdżaliśmy na weekend do domu. Tak cholernie nie chciałem się z nim żegnać na te głupie dwa dni. Przed rozstaniem pocałował mnie tak, jak nikt przedtem.
             W domu byłem przed siedemnastą. Wracając zobaczył mnie Przemek. Machnął mi tylko ręką i pojechał przed siebie, najwidoczniej bardzo się śpieszył.
             Byłem sam, Magda nie wracała na weekend, a brat jak zwykle zmuszony siłą pojechał z rodzicami na noc do babci. Każdy by się domyślił, co wówczas przyszło mi do głowy, telefon w dłoń i spotkanie z Przemkiem umówione.                                              
             Przyszedł późnym wieczorem. Nie było szczególnie jakiejś rozmowy, pytań, co tam słychać, tylko od razu przeszliśmy do rzeczy. Pieprzyliśmy się, bo tego nie można nazwać delikatną francuską miłością. Przez tą jedną noc przerobiliśmy chyba całą Kamasutrę. My się już nawet nie całowaliśmy, on pierdolił mnie a ja jego.
             I przyszła sobota wieczór. Siedziałem sam w pokoju i na spokojnie zacząłem analizować, zadawać sobie różne pytania, choćby, co ja kurwa robię? Pieprze się z dwoma chłopakami na raz, ale to tylko takie pytania, jedno za drugim. Czy miałem jakieś wyrzuty? Nie, niby, dlaczego, w końcu życie jest po to by się nim bawić. Zacząłem to sobie uświadamiać! To było nawet zabawne. Byłem sam ciekaw jak to się potoczy dalej.
             Nowy tydzień zaczął się smutnie tylko, dlatego, że Piotrek się rozchorował i nie przyjechał. Kuba zobaczył, że jest coś nie tak, dużo mnie ciągnął za język, wypytywał, może domyślał się. Nadszedł chyba moment, aby przetoczyć naszą przyjaźń po cienkiej linie, czyli najzwyczajniej powiedzieć mu całą prawdę.
             W środku tygodnia urwaliśmy się z lekcji. Kuba zaproponował kawę u siebie w domu, dobrze wiedziałem, że to odpowiedni moment, by z nim poważnie porozmawiać. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce sam zacząłem temat.
             - Kuba! Ja już dłużej nie potrafię tak żyć jak jest teraz!
             - Ale co masz na myśli? – zapytał.
             - Kuba, bo... pamiętasz jak niejednokrotnie opowiadałem Ci o Przemku, tym moim kumplu.
             - No tak, pamiętam dobrze.
             - Jezu to nie takie proste... bo ja, bo ja jestem gejem, tzn. lubię chłopców, kurwa, co ja Ci tłumaczę w końcu wiesz, kto to gej...
              Jakub zamarł przez chwilę, otworzył usta ze zdziwienia, odpalił papierosa, stojąc w kuchni przy zlewie. Nie spuszczał ze mnie oczu, jednak nie potrafił wydobyć z siebie głosu. Patrzył na mnie, jak w malowane wrota, a ja opowiadałem całą historię z Przemkiem od początku, włączając do tego Piotra i skończyłem na ostatnim weekendzie. W tym czasie spalił chyba z pięć papierosów.
              Byłem przerażony, gdy mu to wszystko opowiedziałem. Nie wiedziałem jak on się zachowa. Bałem się, że każe mi zwyczajnie wypieprzać z domu i wyzwie od pedałów.  
              Zaczął nerwowo szukać czegoś w telefonie, po chwili podsunął mi go pod nos. Zobaczyłem zdjęcie jakiegoś mężczyzny.
              - To mój były – powiedział.
              Nie byłem zdziwiony, nawet zbytnio mnie tym jakoś nie zaszokował. Powiedziałem wprost.
              - Wiedziałem, czułem to!
              - Ale, jak to? – Dociekał z niedowierzaniem.
              - Tak zwyczajnie, po prostu.
              Od tamtego dnia nasza przyjaźń zmieniła się o 180 stopni. Tak cholernie cieszyłem się, że mam przyjaciela, który mnie tak dobrze zrozumie, a on był zawsze, nigdy się nie zawiodłem na nim. To była przyjaźń, o jakiej można by napisać książkę, nagrać film. Był moim aniołem stróżem, był lekiem na moje rany. Poszedłbym za nim wszędzie z zawiązanymi oczyma, taki był Kuba!
              Z chłopakami nie przestawałem się pieprzyć. Nie było żadnych związków. Nikt mi nie powiedział z przyjaciół, że jestem przysłowiową ździrą. Może to niewłaściwe, ale kochałem ich obu. Ufałem im, dbaliśmy o siebie. Wspólnie tworzyli mój ideał. Przemek był, jak zimna stal, Piotrek niczym gorące drewno. Przemek rżną, Piotrek się kochał. Przemek to ziemia, Piotrek powietrze. Jedno ich łączyło – ja. 

5 komentarzy:

  1. Historia wciąga jeszcze bardziej, jestem ogromnie ciekawy, co odsłoni kolejny rozdział, bo ten daje dużo do myślenia!
    Super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy te historie sa prawdziwe o Twoim życiu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nieliczni wiedzą, co jest prawdą, a co kłamstwem. Życie to nie bajka, życie to historia a interpretacje historii pozostawiam czytelnikom. Everybody lies!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. "Everybody lies" dało mi do zrozumienia, że jest to czysta fikcja literacka... Ale nie zmienia to faktu, że czyta się bardzo dobrze i wciąga...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo że jest historia zmieniona to powiem.szczerze ze masz mega talent do pisania

    OdpowiedzUsuń